Rozdziała 4
Bella
Tatuaż
Zamyśliłam
się na chwilę. Miło było słyszeć te słowa, ale coś mi się tu nie zgadzało;
ludzie.
- Czy
to jest bezpieczne, by lokować wampirzyce w mieście pełnym ciepłokrwistych
ludzi? – spytałam patrząc na Becka. Nadal byłam na niego wkurzona, ale nie
chciałam mu nic zrobić, więc starałam się opanować gniew.
Akademia nie znajduje się
właściwie w Miami. – spojrzałam na niego.
- W
takim razie po co tu jesteśmy? – spytałam.
-
Idziemy do Akademii. – odparł. Zaczynało mnie to irytować. – Chodź, to
zobaczysz.
Szłam
więc za nim ulicami Miami, nie wiedząc dokąd Beck mnie prowadzi. Słońce
prażyło, a wampiry kiepsko się czują w promieniach słonecznych. Zrobiłam się
trochę ospała i zaczęłam się męczyć.
-
Daleko jeszcze? Nie zniosę chyba już ani kilometra na tym słońcu. –
powiedziałam i oparłam się o drzewo przy chodniku. Beck odwrócił się i spojrzał
w moją stronę. Jelenia ukrył w wielkiej torbie, żeby nikt się nie zorientował,
co on tam niesie. Ciekawiło mnie to, co ma zamiar z nim zrobić.
- O,
przepraszam, zapomniałem, że wampiry kiepsko znoszą słońce. Już niedaleko. –
spojrzałam na niego ironicznie i ruszyłam. „zapomniałem,
że wampiry kiepsko znoszą słońce” Taa… akurat.
Weszliśmy
w ciemną chłodną alejkę i aż westchnęłam z ulgi. Wreszcie cień! Na końcu
uliczki znajdował się klub o nazwie „Lotos”. To ma być niby ta akademia? Szłam
za Beckiem, ale tuż przed wejściem do klubu, skręcił w lewo. Ale tam był tylko
ślepy zaułek.
- Hmm…
- zmarszczyłam czoło. – Jesteś pewien, że to tutaj? – spytałam.
-
Oczywiście. To moja szkoła. – powiedział. – Po prostu mi zaufaj mała. –
uniosłam kpiąco brew, ale udawał, że tego nie zauważył. Stanął twarzą do ściany
klubu. Przyłożył do niej rękę i znieruchomiał. Patrzyłam na niego uważnie.
Nagle otoczyło nas błękitne światło. Chyba czegoś szukało. Zaczęłam się niepokoić.
-
Spokojnie. – powiedział Beck. – To nic ci nie zrobi. – Nagle jego tatuaż po
koszulką zaczął świecić. Po chwili światło znikło, ale tatuaż wciąż błyszczał.
Nagle ściana rozstąpiła się i powstał tunel. Patrzyłam na to zdziwiona.
-
Sprytne. – powiedziałam. – Tatuaże to są wasze identyfikatory? – spytałam
ciekawa, zaglądając w głąb tunelu. Na jego końcu było widać mały punkcik
światła. Beck zaśmiał się cicho.
-
Można tak to ująć. Tatuaż pojawia się sam po pewnym okresie czasu nauki w
Akademii. Każdy jest inny w zależności od osoby. Tylko ktoś z tatuażem może
otworzyć przejście. I może wprowadzić tylko dwie osoby bez tatuażu. Tutaj te
tatuaże nazywamy Keijō. – powiedział, a ja się zaśmiałam.
- Co?
– spojrzał n mnie zdziwiony.
-
Trafna nazwa. – powiedziałam.
- A co
to znaczy? – spytał.
- Keijō po japońsku znaczy kształt. –
powiedziałam i spojrzałam na niego. – Bardzo bystre.
- Hej,
bez przesady. To idziemy czy nie? – spytał.
-
Dobra, idziemy. – powiedziałam i ruszyłam za nim korytarzem. Właściwie ten
pomysł z tatuażami to był nawet niezły pomysł. Przynajmniej nikt się i tam nie
włamie. Tylko co takiego mają tak do ochrony…?
CDN.
Na dzisiaj to wszystko
Pozdrawiam
Jamij :)