poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XI - Paczka

Rozdział 11

 Beck

 Paczka

                Czekałem na nią pod jej szafką. Chciałem zjeść z nią lunch i przy okazji przedstawić jej „moją” paczkę. Ludzie mijali mnie, czasem rzucili ukradkowe spojrzenia, ale bali się mnie zaczepić. Uwielbiam takie życie. Dzisiejszy dzień był i tak jednym z najlepszych, a jeszcze lepszym uczyniło go to, że Jack zwiał z dwóch lekcji i nie widziałem jego gęby ani razu od porannego incydentu. Po prostu bajka.
                I nagle ją zobaczyłem. Szła obok tego chłopaka, Tom’a. Jest w Instytucie od około roku, ale nigdy wcześniej się mu nie przyjrzałem. Teraz rozmawiał sobie swobodnie z Bellą. Chociaż nie odzywała się, widziałem jak się lekko uśmiecha. Nie podobało mi się to. Zazgrzytałem lekko zębami. Wtedy mnie zauważyła. Uśmiechnąłem się do niej. Odpowiedziała mi tym samym, tylko w skromniejszym wydaniu. Podeszła do szafki i włożyła książki.
                - To jak, idziemy na lunch? – spytałem kiedy Tom poszedł do swojej szafki.
                - Jasne. Tom może iść z nami? – zapytała zerkając na mnie w ukosa. Wzruszyłem niby nonszalancko ramieniem i uśmiechnąłem się lekko.
                - Pewnie. To co, idziemy? – powtórzyłem. Kiwnęła głową. Poszliśmy w kierunku stołówki, a po paru metrach dogonił nas Tom. Szedł po lewej stronie Belli, ja po jej prawej.
                - Pokarzesz mi w końcu? – spytał ją. Pokręciła głową z tajemniczym uśmieszkiem. Spojrzałem na nią pytająco, ale ona tylko się lekko uśmiechnęła. Pokręciłem lekko głową. Kto ją tam zrozumie. Może dziewczyny trochę ją rozruszają…
                Stołówka była wielkim białym pomieszczeniem o wysokim sklepieniu ze starymi żyrandolami i masą plastikowych krzeseł i stolików. Podeszliśmy do lady i kupiliśmy sobie lunch. Ja kanapkę i sok pomarańczowy, Bella czerwone jabłko i sałatkę, a Tom nie wziął nic. Odszukałem wzrokiem nasz stolik i pomachałem grupce nastolatków. Odmachali mi uśmiechnięci.
                - Dziś przedstawię wam swoją paczkę – powiedziałem. Bella tylko patrzyła się na grupkę ludzi.
                - Fajnie – powiedział Tom. Chyba nigdy go nie widziałem na stołówce. Zawsze gdzieś wtedy znikał. Potrząsnąłem głową wyrywając się z zamyślenia i podszedłem do stolika. Położyłem tackę na stole i usiadłem na swoim miejscu, pokazując pozostałej dwójce wolne miejsca.   
                - Siadajcie.

               
Bella


Usiadłam między chłopakami. Jakoś w znajomym otoczeniu czułam się bezpieczniej. No dobra… w prawie znajomym. Spojrzała po twarzach nieznajomych. Oprócz mnie, Becka i Tom’a było ich pięcioro. Przyglądali im się ciekawie, ale nie z wrogością, czy niechęcią. Jednak czasem pozory mylą.
                - Beck, widzę, że przyprowadziłeś nowy towar – zaczęła szczupła, zielonooka ruda dziewczyna. Rzuciłam jej puste spojrzenie. Lekko się speszyła, ale nie odwróciła wzroku.
                - Ekhem, to nie towar Jess, tylko nowy nabytek. To jest Bella, jest nowa w Instytucie, a to Tom. Pewnie go znacie.
                - Jasne, że tak. Tylko czemu się nami tak nagle zainteresowałeś? – spytała Tom’a dziewczyna o imieniu Jess.
                - To nie moja zasługa – powiedział to patrząc na mnie porozumiewawczo. Przewróciłam oczami nic nie mówiąc. Faceci. Dziewczyna wwiercała we mnie swoje zielone spojrzenie. Zmarszczyłam lekko czoło i oddałam tym samym. Beck pomachał nam ręką przed nosami.
                - Haaalo? Ziemia do dziewczyn! Dobra, na czym to… Aha, już. To jest Jessica – powiedział Beck wskazując na rudowłosą. – To Bill – pokazał na brązowowłosego chłopaka przypominającego gwiazdora z telewizji. Dosłownie. – A to Ginny – wskazał niebieskooką blondynkę siedzącą między Jessicą, a Billem. Uśmiechnęła się do mnie.
                - Cześć – przywitała się, a ja kiwnęłam lekko głową w odpowiedzi.
                -  Ten blondas to Marco, a gość obok niego to Gabriel – przedstawił ich, uśmiechając się z przekąsem.
                - Kto tu jest blondasem? – powiedział Marco. Faktycznie miał niesamowicie blond włosy, a on sam emanował dziwną energią. Oczy miał dziwnie złote. Za to Gabriel miał czarno-brązowe włosy i piwne oczy. Wszyscy byli ubrani w podobne stroje: Czarny sweter i jeansy. Cóż, przynajmniej się nie wyróżniam.
                - To ty miałaś dzisiaj aferę z Jack’iem, o której wszyscy mówią? – spytała Jess opierając głowę na splecionych dłoniach. Beck rzucił jej piorunujące spojrzenie.
                - Przepraszam za nią… Jess mówi to, co myśli, choć nie zawsze jest to na miejscu… - powiedział, a Jess wystawiła mu język. Uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie i kiwnęłam głową w stronę dziewczyny. Zrobiła wielkie oczy.
                - Szacun. Cała szkoła już o tym gada. Ale wiesz, że on ci teraz nie odpuści? – spytała z lekką obawą. Spojrzałam jej w oczy i uśmiechnęłam się lekko drapieżnie.
                - Na to liczę – powiedziałam cicho. Wzdrygnęła się.
                - Przerażasz mnie. A czy to prawda, co Jack wygadywał? Że jesteś… - nie dokończyła. Teraz cały stolik oprócz Becka się we mnie wpatrywał. Westchnęłam.
                Zniosą to? Spytałam Becka w myślach. Lekko drgnął, ale nie zmienił wyrazu twarzy.
                Nie wiem. Ale lepiej nie ryzykować. Jeszcze. Za mało cię znają, wystraszą się. Odparł z lekkim wahaniem. Zgodziłam się z nim bez słów.
                - Nie. To bujda – powiedziałam. Dla postronnego obserwatora nawet się nie zawahałam. Ale decyzja, która teraz zapadła, mogła zmienić wszystko. Jess kiwnęła głową z zaciętą miną.
                - Wiedziałam. Ten dupek już niczego lepszego nie wymyśli. Jeszcze zaraz wilkołaki na korytarzach będzie widział – skomentowała.
                - Jak to zrobiłaś? Podobno nieźle go wystraszyłaś, a gdybyś użyła mocy, już by cię złapali… - poruszył Bill. Pierwszy raz słyszałam jego głos. Nie pasował do jego wyglądu: ten umięśniony, wysoki i prostej budowy, a głos dość niski i tubalny. Wzruszyłam ramionami.
                - To, że nie używałam magii nie znaczy, że nie używałam m o c y – podpowiedziałam, ale na tyle, by się nie zorientowali. Nie znałam jeszcze ich talentów i na razie wolałam być ostrożna i mówić prawdę na tyle, na ile jest to możliwe. Kiwnął ze zrozumieniem głową.
                - A zdradzisz nam, jakie to moce? – spytał ciekawsko Marco. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
                - Może kiedyś… Jeśli zasłużysz – powiedziałam, a wszyscy wybuchli śmiechem. Atmosfera się rozluźniła. Beck kiwnął do mnie z aprobatą głową. Czułam, że jest spięty. Po chwili włączył się do rozmowy. Zaczęły się nudne pogaduchy. Skubałam swoją sałatkę, wyłączając się. Próbowali parę razy mnie zagadać, ale odpowiadałam krótko wymigując się od dłuższej wypowiedzi. Nagle Tom szepnął mi do ucha.
                - A teraz pokarzesz? – spytał. Spojrzałam na niego zaskoczona, a po chwili wywróciłam oczami.
                - Jeśli tak bardzo ci zależy… - mruknęłam i wyjęłam z torby zeszyt. Otworzyłam go i znalazłam stronę z tym rysunkiem:




Pokazałam mu go.
                - Łał. To mam być ja? – spytał przyglądając się rysunkowi pod stołem. Kiwnęłam głową. – Masz talent, dziewczyno. A tak w ogóle, po co mnie rysowałaś? – zapytał z błyskiem w oku. Szturchnęłam go w ramię, a on się zaśmiał cicho. – A tak na serio, czemu?
                - Bo to jest mój pamiętnik, a ty zaprzątasz mi głowę – powiedziałam szczerze. Zamknęłam usta. Nie chciałam mu tego mówić, ale on tak dziwnie na mnie działa…
                - Serio? Czuję się zaszczycony – zaśmiał się. Wyjęłam mu z rąk notatnik. Miałam ochotę pokazać mu język, ale się powstrzymałam. Po chwili zorientowałam się, że jest cicho. (O ile na stołówce może być cicho) Cały stolik wlepił w nas wzrok. Zmrużyłam lekko oczy.
                - Co tam macie? – spytała po chwili Jess znacząco. Wrzuciłam zeszyt do plecaka.  
                - Nic – powiedziałam i rzuciłam Tom’owi spojrzenie mówiące „jak się wygadasz, to nie żyjesz”. Wyszczerzył się do mnie i wzruszył ramionami.
                - Nic takiego. Bella ma wiele talentów, ale jest skromna… - powiedział. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a on spojrzał na mnie z miną niewiniątka.
                - Pokaaaaż. – powiedział Gabriel wyciągając szyję.  Pokręciłam głową.
                - Niedoczekanie twoje – Znowu zaczęli się śmiać. Po chwili rozległy się rozmowy. Niestety były to spekulacje na temat moich „talentów”. W końcu wstałam.
                - Okay, dosyć pogaduszek na mój temat. Idę na lekcję, narka! – powiedziałam.
                - A co teraz masz? – spytał Bill zanim odeszłam.
                - Dramat – powiedziałam z pamięci. Marco, Beck i Jess wstali.
                - My też, chodźmy! – powiedziała dziewczyna i podeszła do mnie. Nawet mi się spodobała. Uśmiechnęłam się do niej lekko i pomachałam reszcie.
                - Do szóstej! – zawołał Bech, a tamci entuzjastycznie pokiwali głowami.
                - Do szóstej? – spytałam, gdy wyszliśmy ze stołówki. Beck uśmiechnął się.
                - Spotykamy się tak i włóczymy po Instytucie lub idziemy do miasta. Koniecznie idziesz z nami.
                - Właśnie. I weź tego przystojniaczka ze sobą – powiedziała Jess mrugając do mnie. Przewróciłam oczami.
                - Jasne.

C.D.N.

 Sorki, że tak późno, ale miałam małe kłopoty ze zdjęciem *O* Mam nadzieję, że się podoba i zapraszam do komentowania!

Pozdro

Jamij :D

piątek, 26 kwietnia 2013

Powrót!!

Uwaga, uwaga ludziska! Powracam doświata żywych i nie tylko! Nawet nie wiecie, jak się stęskniłam :$
Lecz teraz już jestem i mam głowę pełną zapału i pomysłów. Już niedługo pojawi się kolejna część Magii Krwi. Niedługo zacznie się tam nieźle dziać ;)

Stęskniona i na zawsze wasza

Jamij :*

sobota, 20 kwietnia 2013

Zmiana!

Jak już pewnie zauważyliście, zmieniłam szablon bloga. Postanowiłam tuż przed wyjazdem coś zmienić, bo same opowiadania też poczną się zmieniać... akcja będzie się rozkręcać, budzić napięcie. Na razie jest jeszcze za wcześnie. Ale kiedy wrócę, obiecuję, że wrażeń nie zabraknie.

Komentujcie nowy wygląd, czy wam się podoba?

Na wieki
Jamij ;)

czwartek, 18 kwietnia 2013

:$

W tym i w przyszłym tygodniu niestety nie będzie NN, ponieważ wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu :'( Ale po powrocie postaram się od razu nadrobić zaległości.

Pozdrawiam,
Wasza Jamij :)

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział X - Walka i Biel



Rozdział 10


Bella

Walka i Biel

Weszłam do damskiej szatni. W środku było duszno. Około dziesięciu dziewczyn przebierało się rozmawiając między sobą. Całe pomieszczenie było wyłożone kafelkami koloru kości słoniowej, a na ścianach wisiały haki na ubrania. Westchnęłam cicho i podeszłam do kawałka wolnej przestrzeni. Zaczęłam się przebierać w nowe, sztywne kimono.
Sala była wielka. Linoleum na podłodze lśniło czystością, a ściany wyłożone były materiałem dźwiękoszczelnym. Połowę sali zajmowała             niebieska mata z pianki. Wszyscy zdejmowali przed nią buty i siadali po turecku. Poszłam za ich przykładem. Nie wiadomo czemu, większość dziewczyn siadała z tyłu. Ignorując je, usiadłam bardziej z przodu i czekałam na to, co się wydarzy.
Po chwili na salę gimnastyczną zaczęły wchodzić chłopaki i siadać na macie. Większość z nich również trzymała się z tyłu. Zmarszczyłam lekko czoło. O co im chodzi? Nagle znikąd pojawił się wysoki, barczysty mężczyzna w kimonie i z czarnym pasem.
- Witajcie. Dzisiaj wymyśliłem dla nas nową formę ćwiczeń, która powinna was zdopingować do przykładania się do tego przedmiotu. A mianowicie; walki w ręcz. Każdy z was będzie musiał walczyć z wyznaczoną przeze mnie osobą. Przegrany schodzi i robi pompki do końca lekcji. Zwycięzca zostaje i walczy dalej. – powiedział stanowczo. Kilka osób jęknęło cicho, a ja słyszałam niezadowolone szepty z tyłu, dzięki swojemu wrażliwemu słuchowi.
 Przez sekundę badałam ich umysły i nagle zrozumiałam, czemu większość siada z tyłu. Oni się go bali! Uśmiechnęłam się lekko. Kiedy sensei kazał nam usiąść w kole, zobaczyłam szafirowy tatuaż owijający się wokół jego nadgarstka i dłoni. Miał kształt japońskich znaków, ale… jakiś innych. Znałam język japoński, ale tych znaków nie potrafiłam rozczytać.
 Pierwszy był jakiś dwóch chłopaków. Jeden mnie zainteresował. Miał całkiem białe włosy i niemal czarne oczy z tajemniczym czerwonym błyskiem…

       

Wodziłam za nim wzrokiem. Ukłonił się przeciwnikowi i zaczęła się walka. Na początku przyjął postawę obronną. Markował, unikał ciosów, czekał… A gdy przeciwnik się odsłonił zaatakował i dwoma ruchami powalił go na ziemię. Byłam pod wrażeniem. Kolejna była drobna dziewczyna, jedna z rozchichotanych blondynek, co plotkują bez przerwy. Pokonał ją bez trudu. Po paru sekundach leżała już na macie. Zaczęłam obserwować uważniej jego ruchy. Znał tutejszych uczniów i dostosowywał się do ich siły i umiejętności. Kiedy ktoś jest silniejszy, wykorzystuje swoją szybkość i unika ciosów, by potem błyskawicznie zaatakować. Gdy ktoś jest od niego słabszy, od razu atakuje, ale tak, by się zbytnio nie zmęczyć. U szybszych wykorzystuje odsłonięte wrażliwe części ciała i zakłóca ich równowagę. U reszty na przemian unika i atakuje, unika i atakuje. Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem. Rozgryzłam go. Ciekawe co zrobi, gdy ja będę z nim walczyła?
W końcu przyszła moja kolej. Wstałam i podeszłam do koła.
- Jesteś nowa, prawda? – spytał sensei.
- Owszem – odparłam.
- Jak się nazywasz?
- Bella Night
- Na pewno chcesz walczyć? – spytał mnie. Uśmiechnęłam się do niego drapieżnie.
- Oczywiście. Nie o mnie proszę się martwić – powiedziałam cicho i odwróciłam się od niego do mojego przeciwnika. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Starałam się stwarzać złudzenie, że jestem powolna, mała i słaba. Ukłoniliśmy się. Tak jak myślałam - zaczął mnie atakować. Z łatwością zablokowałam cios. Spojrzał na mnie zaskoczony. Mrugnęłam do niego i zanurkowałam pod jego ramieniem, podcinając mu nogę. Zachwiał się niebezpiecznie, ale szybko odzyskał równowagę. Przyjęłam pozycję obronną. Zaczęliśmy się okrążać jak lwy, które czekają na ruch przeciwnika. Z doświadczenia wiem, ze czasem lepiej nie atakować, by nie popełnić błędu odsłaniając się całkowicie. Widać było, że intensywnie myśli.
Zaatakował. Przewrotem uniknęłam ciosu i z powrotem wstałam stając ponownie na linii okręgu i powoli go okrążając. Zaskoczyłam go. Uśmiechnęłam się lekko. Ludzie. Tacy naiwni. Tym razem to ja zaatakowałam i uderzyłam go w splot słoneczny. Zgiął się w pół, ale zaraz wykonał kopniak z półobrotu. Jego stopa minęła o centymetr moją twarz. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Czas to kończyć. Ustawiłam pięści jak bokser, na wysokości twarzy. Łokcie blisko ciała, stawanie na palcach w lekkim rozkroku. Uderzył z pięści i pobliżu głowy. Odchyliłam się w bok unikając ciosy i złapałam go za nadgarstek przewracając przez ramię. Upadł z cichym stękiem na plecy i patrzył na mnie zaskoczony. Uśmiechnęłam się lekko i podałam mu dłoń. Po chwili wahania ujął ją, a ja pomogłam mu wstać. Wszyscy się na mnie gapili, ale miałam ich gdzieś. Uśmiechnęłam się lekko do przeciwnika.        
Teraz musiałam walczyć z resztą. Nawet się nie wysilałam. Czasem wystarczył jeden lub dwa ruchy, by przeciwnik leżał na macie. Znudziło mi się już to.
- Gratulacje! Wygrywa Bella! – powiedział sensei i odesłał nas do szatni. Umyłam się i przebrałam. Wychodząc z szatni wpadłam na  n i e g o.               
- Przepraszam, nie zauważyłem… - powiedział i urwał, gdy zobaczył, że to ja.
- Nie ma sprawy – powiedziałam. – Nieźle walczysz – stwierdziłam, gdy zaczęliśmy iść powoli w stronę szafek.
- Ekhm… dzięki. Ale i tak mnie pokonałaś. Właśnie, obserwowałem cię. Jesteś niesamowita! – powiedział, choć widziałam, że wiele go to wyznanie kosztuje. Prychnęłam cicho.
- Oczywiście.
- Tak. Jestem Tom. A ty jesteś nowa w Instytucie, prawda?  - spytał.
- Tak. Jestem Bella – powiedziałam powtarzając za nim. Uśmiechnął się lekko.
- Powiedz, gdzie się nauczyłaś tak walczyć? Nigdy czegoś podobnego nie widziałem – wzruszyłam ramionami.
- Praktycznie od urodzenie trenowałam sztuki walki, wiele razy walczyłam o życie. Coś takiego uczy – zamrugał zaskoczony,
- Niezłe miałaś przygody – powiedział. Zaśmiałam się cicho.
- Nic nie wiesz o moich przygodach. I hmm… lepiej dla nas obojga, by tak zostało – powiedziałam. – A ty gdzie się uczyłeś walczyć?
- Kiedy byłem mały, tata mnie uczył. Jest sensei’em i przykładał dużą wagę do sztuk walki. Poza tym to jedna z moich mocy: szybko się uczę i kopiuję – powiedział.
- Hmm… ciekawe. Musisz mieć świetne oceny – zauważyłam lekko marszcząc nos. Krew wszystkich Obdarzonych niezwykle silnie na mnie działała. Ale zacisnęłam tylko zęby i słuchałam. Tom zaśmiał się.
- Cóż, nie zaprzeczę. Co teraz masz?
- Hmm… plastykę, muzykę lub literaturę – powiedziałam z pamięci.
- A co wybierasz?
- Muzykę – odparłam zdecydowanie.
- Cóż, w takim razie mamy razem lekcję – powiedział i stanął. Okazało się, że byliśmy niedaleko mojej szafki. Dosłownie: miał szafkę oddaloną o trzy ode mnie. Podeszłam do swojej i wyciągnęłam cienką książkę i zeszyt z pięciolinią i kluczem wiolinowym. Jakby już widzieli, co wybiorę… Hmm…
- Faktycznie. Tylko czekam jeszcze na Beck’a. – powiedziałam i jakby na zawołanie, obok mnie pojawił się Beck. Uśmiechnął się do mnie.
- Hej, Bella. Kto to? – spytał.
- To jest Tom, chodzi ze mną na sztuki walki – przedstawiłam chłopaka.
- Hej, jestem Beck. To ty jesteś tym mistrzem? – spytał zaciekawiony. Tom się skrzywił.
- Już nie. Bella dzisiaj powaliła mnie i trzy czwarte całej grupy – Beck otworzył szeroko oczy za zdumienia.
- Serio?
-No – zamknęłam z trzaskiem szafkę.
- Dobra, dosyć tych ploteczek, czas na lekcje – stwierdziłam stanowczo. Spojrzeli na siebie z lekkimi uśmiechami – Co teraz masz? – spytałam Beck’a.
- Sztuki walki. A ty?
- Ja idę z Tom’em na muzykę. Do zobaczenia1 – krzyknęłam na odchodnym i poszłam z chłopakiem pod salę 22. W środku całe ściany oblepione były kartkami z nutami, informacjami o znanych muzykach, tytułach piosenek, piosenkarzy będących Obdarzonymi i wiele więcej, tylko nie mogłam wszystkiego pochłonąć wzrokiem.
                - Łał… - powiedziałam.
                - Co nie? Pani Gamma uwielbia taką sztukę – powiedział Tom. – Usiądziesz ze mną?
                - Mhm… - mruknęłam. I tak nikogo tu nie znałam, więc miałam do wyboru albo Tom’a, albo siedzenie samej z tyłu sali. Teraz usiedliśmy w drugiej ławce i czekaliśmy na nauczycielkę. Uczniowie powoli wlewali się do Sali zajmując swoje miejsca i rozmawiając między sobą. Wyciągnęłam z torby swój szkicownik. Była to stara, oprawiona w wypłowiałą, brązową skórę książka, którą miałam od dzieciństwa. Miała jako zamknięcie mały prostokącik z metalu, który rozpoznaje mój odcisk palca. Takie zabezpieczenie. Jest dla mnie jak pamiętnik i nikomu nie pozwalam go przeglądać. Bo i nie miałam komu go pokazywać… Otworzyłam ją na czystej stronie i zaczęłam rysować.
                - Co rysujesz? – spytał po chwili Tom, próbując zajrzeć mi przez rękę. Zasłoniłam dłonią rysunek.
                - Coś. Może ci potem pokażę – powiedziałam i dokładnie w tym momencie weszła nauczycielka. Z ulgą zamknęłam zeszyt i spojrzałam na nią. Była wysoką, młodą brunetką z dużymi, zielonymi oczami. Miała na sobie granatową sukienkę z czarnym pasem w talii i czarne szpilki. Jej przedramię oplatał tatuaż w kształcie pięciolinii i skomplikowanej melodii.
                - Witajcie dzieci.
                - Dzień dobry – powiedziała klasa. Profesor spojrzała w swoje papiery, a potem na klasę i na mnie.
                - Jak widzę mamy w klasie nową uczennicę. Bella Night, tak?
                - Tak, pani profesor – powiedziałam cicho.  
                - Witam na moich zajęciach muzyki, panno Night – powiedziała. –  W najbliższym czasie będziemy zajmować się śpiewem. Rozdam wam teksty i puszczę melodię. Mam nadzieję, że na następną lekcję nauczycie się go na pamięć – popatrzyła na nas. Potem kiwnęła ręką i teksty podfrunęły do nas i spoczęły na ławkach. Zaczęłam czytać tekst. Był dość łatwy. Pani Gamma zaczęła grać melodię na dużym, czarnym pianinie. Przymknęłam lekko oczy. Ach, muzyka… Próbowałam połączyć ją ze słowami i po chwili miałam ją już w głowie.
                - Dobrze. A teraz jedno z was wyjdzie na środek i spróbuje ją zaśpiewać – powiedziała. Rzucając nas na głęboką wodę, lekko mnie zaskoczyła, ale pozytywnie. Nit się nie zgłaszał. Nieśmiało uniosłam rękę w górę. Cóż, jak mus to mus.
                - Proszę, Bello, chodź na środek – powiedziała profesor zapraszając mnie gestem. Wyszłam zostawiając tekst na ławce. Już go nie potrzebowałam.



Stoję tu, nasza ostatnia godzina
Nie wierzę, że to koniec
Teraz chciałabym mieć moc
Aby zacząć wszystko od nowa
Bo wiem, że będę tęsknić, kiedy odejdziesz
A nie chciałabym tak odejść
Więc rusz się, nie masz nic do stracenia, nie

Jestem, korzystam z szansy, na co czekasz?
Mówię ci jako przyjaciółka, mogliśmy mieć dużo więcej
Nigdy nie myślałam, że dzięki komuś się tak poczuję
Więc uratuj mój dzień
Na co czekasz?
Na co czekasz?

Bez ciebie będę samotna
Więc wykorzystajmy dzisiejszy dzień
Czy kiedyś wspomniałam, że jesteś jedynym,
Który może sprawić, że dobrze się poczuję?
Teraz nie wiem kiedy cię zobaczę
Nie możesz powstrzymać cierpienia?
Więc rusz się, nie masz nic do stracenia, nie

Jestem, korzystam z szansy, na co czekasz?
Mówię ci jako przyjaciółka, mogliśmy mieć dużo więcej
Nigdy nie myślałam, że dzięki komuś się tak poczuję
Więc uratuj mój dzień

Nie rób ze mnie głupiej, nie mów, że się myliłam
Budując to tak długo w swojej głowie
Teraz nasz czas się kończy, więc musisz być silny
Jeśli chcesz, żeby było dobrze, przełamać lody, nie myśl drugi raz, zabierz mnie
Na co czekasz?
Nigdy nie myślałam, że dzięki komuś się tak poczuję
Więc uratuj mój dzień

Jestem, korzystam z szansy, na co czekasz?
Mówię ci jako przyjaciółka, mogliśmy mieć dużo więcej
Nigdy nie myślałam, że dzięki komuś się tak poczuję
Więc uratuj mój dzień
Na co czekasz?
Na co czekasz?

Przez chwilę panowała cisza. Wszyscy się na mnie gapili. Po chwili zrozumiałam i miałam ochotę trzasnąć się w głowę. Przyciąganie! Śpiew wampira hipnotyzuje i przyciąga. Na szczęście po chwili profesor Gamma się otrząsnęła i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
                - Pięknie! Ma pani wielki talent, panno Night. Cieszę się bardzo, że pani do nas przyszła. Dawno nie słyszałam tak pięknego śpiewu – gadała. Kiwnęłam tylko głową i wróciłam szybko na miejsce. Może nieco zbyt szybko jak na człowieka, ale trudno.
                Pani profesor prowadziła dalej lekcje i kazała nam czasem razem śpiewać, ale cały czas jakiś uczeń się na mnie gapił. Siedziałam ze wzrokiem wbitym w blat. Nagle poczułam dotyk na dłoni i łaskotanie czyjegoś oddechu na policzku.
                - Zignoruj ich. Pięknie śpiewasz – usłyszałam szept Tom’a. Poczułam też zapach jego krwi, aż ślinka napłynęła mi do ust. Ale to zignorowałam. Za to spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się do mnie delikatnie. Był nieco oszołomiony, ale szczery. Uśmiechnęłam się delikatnie z wdzięcznością.
                Reszta lekcji minęła szybko. Ignorowałam spojrzenia uczniów i koncentrowałam się na słowach profesor Gammy. Gdy zadzwonił dzwonek, spokojnie wyszłam z sali z Tom’em.
- Pokarzesz mi, co narysowałaś? – szepnął nagle. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Może potem – odszepnęłam.


C.D.N.

Tak jak prosiliście, dzisiaj będzie dłuższe opowiadanie. Zmieniłam też rodzaj rysunku. Jest on przeze mnie przerobiony komputerowo. Mam nadzieję, że wam się podoba i postaram się dodawać trochę częściej posty ;)

Pozdrawiam

Jamij ;)
 

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział IX - Hmm... To ma być historia?



Rozdział 9


Bella

Hmm… To ma być historia?

Prawie wszyscy siedzieli już na miejscach, a nauczyciel wychodził z zaplecza. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Historykiem okazał się mężczyzna około trzydziestoletni z brązowymi włosami i okularami-połówkami rodem Dumbledore’a. Był wysoki, szczupły i miał miły wyraz twarzy. Na mój widok uśmiechnął się i podszedł do nas.
- Witam, panie Johnson. Widzę, że przyprowadził pan nową uczennicę. Witamy w Instytucie. – powiedział podając mi rękę. Nieśmiało ją uścisnęłam. – Bella, tak? – spytał. Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- Nazywam się Justin Blake. Mów do mnie profesorze lub panie Blake. – mrugnął do mnie, a ja uśmiechnęłam się lekko. – Możesz usiąść gdzie chcesz, zaczynamy już lekcję. – oznajmił i wszyscy zajęli swoje miejsca. Usiadłam z tyłu z Beck’iem, bo nigdzie indziej nie było już miejsca.  Nauczyciel zaczął prowadzić lekcje. Ale nie była to lekcja historii o jakiej myślałam…
- Dzisiaj powiemy sobie o początkach tak zwanej „magii”. Nadprzyrodzone zdolności pojawiły się wraz z powstaniem ludzi. Niektórzy mieli moce uzdrawiania, dar tworzenia mikstur i eliksirów i tym podobne. W większości przypadków nie były nawet zauważane. W średniowieczu zaczęto na to zwracać uwagę. Niektórych Obdarzonych czciło się jako bogów lub zesłanników z innego świata. Ale nie wszyscy uważali nas za równych sobie. Wielu z nich ośmieszano, potępiano, a nawet tropiono, by ich wytępić. Zaczęliśmy trzymać to w tajemnicy. – zmarszczyłam czoło i spojrzałam pytająco na Becka. Nie tego się spodziewałam. Myślałam, że będziemy mówić o niepodległości, Rzymie, historii różnych cywilizacji, a nie o magii… On uśmiechnął się tajemniczo mrugając do mnie i słuchając dalej pana Blake’a. Cóż, nie powiem, to było interesujące. Może inne lekcje też będą tylko na ten temat?
                Uśmiechnęłam się lekko na tę myśl. Zapowiada się ciekawie.
                - Od tamtej pory tworzyliśmy własne miasta i metropolie – kontynuował.-  Mamy swoje prawa i poglądy. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z naszego istnienia, dzięki temu nie ma wojen i powtórki z przeszłości. Już nie pali się ludzi na stosie za uprawianie czarów i dzięki za to. Ale cały czas dla naszego bezpieczeństwa musimy się ukrywać, nie mogąc dopuścić, by jakikolwiek człowiek rozpowszechnił wiadomość o naszym istnieniu. Pytania? – spytał zerkając na każdego po kolei. Jedna dziewczyna z pierwszej ławki podniosła rękę. – Tak, Angel?
                - Mówił pan, że Obdarzeni tworzą osady. Jake na przykład? – spytała.
                - Cóż, większość z nich jest ukryta, tak jak nasza akademia, tak, by żaden człowiek nie odkrył gdzie się znajduje. Lecz niektórzy chcieli się wtopić w świat ludzi i istnieją niewielkie miasteczka, w których żyją. Nie używają tam dużo magii i żyją wraz z ludźmi. Ktoś ma jeszcze jakieś pytanie? – spytał skinąwszy  Angel głową. Nikt nie podniósł ręki. – W takim razie, jesteście wolni. Na następną lekcję, przeczytajcie proszę rozdział trzeci o początkach magicznych cywilizacji, do widzenia. – powiedział, wziął  swój neseser i zniknął na zapleczu. Zgarnęłam swoje rzeczy i ruszyliśmy na korytarz.
                - I jak, podobało ci się? – spytał uśmiechnięty Beck. Zerknęłam na niego z ukosa.
                - Cóż, przyznaję, jestem zaskoczona tematem lekcji, ale było fajnie. – przyznałam.- - Wszystkie lekcje tutaj są takie?
                - Tak, wszystkie są związane z magią, obdarzonymi, magicznymi stworami i tym podobne. – przy tym przedostatnim spojrzał na mnie wymownie. Uniosłam brew.
                - Ja magicznym stworem? Spójrz raczej na siebie, magiku – powiedziałam i wyjęłam z kieszeni kluczy. Wrzuciłam do środka historię i wyjęłam strój do sztuk walki; białe kimono i pas. Z tym sobie poradzę; walczę od urodzenia. Już widzę jak będę ćwiczyć z początkującymi…
                Uśmiechnęłam się lekko drapieżnie. Beck chyba tego nie zauważył, bo powiedział:
                - No wiesz, czarodzieja spotkasz na ulicy i go nawet nie rozpoznasz, a, przyznaj, wampir jest dość charakterystycznym stworzeniem – prychnęłam.
                - Stworzeniem? Wypraszam sobie. Jeśli wampir użyje kamuflażu, nie odróżnisz go od normalnego człowieka. Zdziwiłbyś się, ile wampirów lata po świecie ludzi – powiedziałam.
                - Taak, a ile? – spytał ciekawie. Zatrzasnęłam drzwi szafki, zostawiając w niej torbę.
                - A nie twój interes. – mruknęłam. Zaśmiał się. – Gdzie jest sala gimnastyczna? Mam sztuki walki.
                - Na końcu tego korytarza w prawo i po lewej są dwuskrzydłowe drzwi. Ja mam angielski, więc zobaczymy się po później. Pa! – krzyknął na odchodnym i zniknął. Przewróciłam oczami i ruszyłam we wskazanym mi kierunku.

C.D.N.

Dzisiaj trochę krótszy post. Niedługo postaram się dodać kolejny.

Do zobaczenia i zapraszam do komentowania! :D

Jamij :)