niedziela, 3 marca 2013

Rozdział V - Czy to jakiś żart?!?


Rozdział 5


Bella


Czy to jakiś żart?!?

Nagle naszym oczom ukazał się gigantyczny budynek. Wyglądał raczej jak pałac, a nie szkoła. Była to biała budowla przypominająca zamek z dziesiątkami wież, ozdób i różnych latających kulek krążących wokół terenów. Przed szkołą znajdowała się wielka łąka, dalej las, a po lewej jezioro, które zdawało się nie mieć końca. Magia. Na dziedzińcu jak gdyby nigdy nic rozmawiało sobie kilku dzieciaków w moim wieku.
- Witaj w Instytucie Magii. - powiedział cicho Beck. Poprawił uchwyt na torbie i ruszył w stronę wielkich drewnianych drzwi. Normalnie Hogwart. Niepewnie poszłam za nim. Uchylił drzwi bezszelestnie, z łatwością, choć zdawały się ważyć tonę. Rozejrzałam się w środku. Z wysokiego sklepienia zwisał kryształowy żyrandol, który jasno oświetlał pomieszczenie. Na przeciwko nas znajdowały się szerokie, marmurowe schody, po których zaczęliśmy wchodzić. Ściany miały delikatny, perłowy kolor, wszędzie stały ozdobne rzeźby i obrazy. „To jest szkoła?” pomyślałam zdziwiona. To miejsce przypominało mi bardziej Ordrack… Wspinaliśmy się coraz wyżej. Pierwsze piętro, drugie, trzecie... W umie było ich chyba kilkanaście. Na siódmym piętrze, Beck skręcił w prawo. Obrócił się w moją stronę.
- Zaczekaj tu na mnie chwilę, zaraz wrócę. - powiedział i odszedł w stronę rzędu drzwi ciągnących się przed długi korytarz. Przestąpiłam z nogi na nogę. Czułam się tu nieswojo. Powietrze było aż gęste od magii. Moje zmysły wariowały. Chciałam stąd uciec. Do ciemnego, spokojnego lasu.
Spojrzałam na okno. Zajmowało prawie całą ścianę. Piękny widok ukazywał jezioro i słońce wiszące wysoko na niebie; gorące i niedostępne.
Podeszłam bliżej i przyłożyłam dłoń do szkła. "Gdzie ja w ogóle jestem?" zapytałam sama siebie, choć wiedziałam, że nikt nie odpowiem mi na to pytanie.
- Ekhem, Bella? – spytał niepewnie Beck. Worek z jeleniem zniknął, a on przebrał się w błękitny podkoszulek i czarne jeansy. Podeszłam do niego i zaczął prowadzić mnie na samą górę.
- Gdzie idziemy? – spytałam podejrzliwie.
- Do dyrektorki, panny O’Connell. – powiedział Beck. Z tonu jego głosu wynikało, że ją lubił. Chyba nie ma się czego obawiać… Dotarliśmy do obitych aksamitem, czerwonych drzwi. Beck zapukał lekko kołatką i rozległ się melodyjny głos:
- Proszę! – weszliśmy do środka. Był to prostu gabinet dorosłej, poważnej osoby, nie potrzebującej do szczęścia żadnych zbędnych świecidełek i ozdóbek. Spodobało mi się. Ściany były burgundowe, a na ziemi leżał kremowy dywan przyjemnie kontrastując z ciemnym mahoniowym biurkiem i portretami jakiś ludzi na ścianach. Za biurkiem, na krześle z wysokim oparciem siedziała kobieta z siwymi włosami sięgających ramion i oczami koloru mchu stojącymi za okrągłymi okularami. Uśmiechnęła się do nas wesoło.
- Pan Johnson. Miło pana widzieć. Kogo pan mi tu przyprowadził? – spytała przenosząc wzrok na mnie. Spięłam się. Nie lubię być oceniana. Spojrzałam na Becka, mówiąc mu spojrzeniem, by coś zrobił.
- Eee… To jest Bella. Znalazłem ją w lesie podczas polowania. Ona jest.. – zaczął tłumaczyć, ale nie skończył.
- Wampirzycą. – przerwała mu dyrektorka, a oczy zaświeciły się jej dziwnym blaskiem. Przeniosła wzrok na Becka i jej spojrzenie nieco się wyostrzyło. – Co chciałeś osiągnąć, panie Johnson, przyprowadzając ją tutaj. Jest niebezpieczna. Mogła cię zaatakować lub, co gorsza, zabić. – powiedziała. Nieznacznie odsłoniłam kły. Powstrzymałam się przed warknięciem na nią. Nie ma prawa mnie osądzać. Nie zna mnie.
- Właśnie o to chodzi. Pani dyrektor, ona nawet mnie nie zaatakowała. – zmarszczył czoło. – Obala wszystko, co nam wpajano o ich rasie. Nawet nie chciała mnie zaatakować. Przerwałem jej w polowaniu. Na łanię. – tłumaczył, a oczy dyrektorki rozszerzały się z niedowierzania. Spojrzała na mnie. Czułam się jak eksponat w muzeum. Nie spodobało mi się to.
- Interesujące… - mruknęła i wstała z biurka. Podeszła do mnie i spojrzała mi w oczy. Instynktownie trochę się cofnęłam. Może nie jem ludzi, ale nie jestem obojętna na ich krew. – Zbadałeś ją? – spytała po chwili. Skrzywiłam się.
- Ku jej… niezadowoleniu, tak. Nie ma złych zamiarów. Ona również jest telepatką.
- Naprawdę? – spytała zaskoczona. Na chwilę zamilkła. Przeniosła wzrok na Becka. – Czemu pan w ogóle ją tu przyprowadził? Czy wampiry nie mają swoich osad, czy skupisk, w którym żyją. W ogóle, co ona robiła na naszym terenie? Cały czas może być niebezpieczna. – Beck zmarszczył czoło i spojrzał na mnie. Też nie znał odpowiedzi na to pytanie. Gdzie mój dom? Westchnęłam ciężko.
- Nie mam domu. Uciekam od dziesięciu lat przed zdrajcą, który zabił mi rodziców i chce zabić też mnie. Wampiry nie mają osad. Tylko królestwo. – powiedziałam cicho.
- A czemu chce cię zabić? – spytał Beck.
- Bo… bo jestem ważna dla świata wampirów, a on chce zdobyć nad nim władzę. – powiedziałam. Dyrektorka przewiercała mnie wzrokiem, ale wytrzymałam spojrzenie. Po chwili poczułam się dziwnie. Czar wspomnień. Dzięki niemu można zobaczyć wspomnienia i myśli danej osoby. Zamknęłam swój umysł. Nie chciałam, by ktoś w nim grzebał. Dyrektorka spojrzała na mnie zaskoczona.
- Silna jesteś. Ale skąd mamy wiedzieć, że nie kłamiesz? – spytała. Spojrzałam na Becka. Odsłoniłam umysł na tyle, by zobaczył, że nie chce kłamać. I nie kłamię. Patrzył na  mnie ze zmarszczonym czołem.
- Mówi prawdę. – powiedział cicho. Spojrzała na niego i po chwili w jej oczach błysnęło zrozumienie. Zmarszczyła lekko czoło i zamyśliła się. Aż czułam jak trybiki pracują jej w głowie. Oparłam się pokusie zajrzenia do jej umysłu. To może wszystko zniszczyć.
- Więc co chcesz dalej robić? – spytała po chwili.
- Umrzeć. Albo powstrzymać Jima i żyć. – powiedziałam bez wahania. Dyrektorka skinęła głową, jakby z kimś lub czymś się zgodziła.
- Obiecałabyś mi coś? – spytała. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Zależy. – odparłam, a ona uśmiechnęłam się z aprobatą.
- Pozwolę ci tu się zatrzymać i uczyć w mojej akademii, ale masz przysiąc, że nie tkniesz żadnego człowieka, ani ucznia na jej terenie, zgoda? – spytała i wyciągnęła rękę. Spojrzałam jej w oczy. Nie kłamała. Chciała mi jakoś pomóc.
- Zgoda. – powiedziałam i ścisnęłam jej rękę. Nie miałam wyboru.
- Jest tylko jedna sprawa. – powiedziała i skrzywiła się lekko. Zaniepokoiłam się.
-  Co takiego?
- Nie mamy wolnych pokoi, więc… będziesz musiała dzielić apartament z panem Johnsonem. – zesztywniałam. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Beck robił to samo.
- Że… że co? – spytał po chwili.
- Dobrze pan usłyszał. Od teraz jest pan za nią odpowiedzialny dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Ale… - zaczęłam.
- Żadnego ale. Musze mieć pewność, że dotrzymasz obietnicy. Poza tym nie ryzykowałabym umieszczając cię z obcym uczniem w jednym pokoju. Pan Johnson sobie poradzi. – powiedziała kończąc rozmowę. Nie do wiary. To po prostu jakieś żarty! Wyszliśmy z gabinetu. Spojrzałam na Becka, a on na mnie.
- Tylko sobie na zbyt wiele nie pozwalaj. – powiedziałam cicho. Beck wybuchł śmiechem, a ja uśmiechnęłam się. Teraz moje życie całkowicie się zmieni.

C.D.N.

Na dzisiaj to wszystko. W przyszłym tygodniu dodam kolejne opowiadania :)

Pozdrawiam

Jamij :) 

2 komentarze: