Rozdział 5
Bella
Czy to jakiś żart?!?
Nagle
naszym oczom ukazał się gigantyczny budynek. Wyglądał raczej jak pałac, a nie
szkoła. Była to biała budowla przypominająca zamek z dziesiątkami wież, ozdób i
różnych latających kulek krążących wokół terenów. Przed szkołą znajdowała się
wielka łąka, dalej las, a po lewej jezioro, które zdawało się nie mieć końca.
Magia. Na dziedzińcu jak gdyby nigdy nic rozmawiało sobie kilku dzieciaków w
moim wieku.
-
Witaj w Instytucie Magii. - powiedział cicho Beck. Poprawił uchwyt na torbie i
ruszył w stronę wielkich drewnianych drzwi. Normalnie Hogwart. Niepewnie
poszłam za nim. Uchylił drzwi bezszelestnie, z łatwością, choć zdawały się
ważyć tonę. Rozejrzałam się w środku. Z wysokiego sklepienia zwisał kryształowy
żyrandol, który jasno oświetlał pomieszczenie. Na przeciwko nas znajdowały się
szerokie, marmurowe schody, po których zaczęliśmy wchodzić. Ściany miały
delikatny, perłowy kolor, wszędzie stały ozdobne rzeźby i obrazy. „To jest
szkoła?” pomyślałam zdziwiona. To miejsce przypominało mi bardziej Ordrack…
Wspinaliśmy się coraz wyżej. Pierwsze piętro, drugie, trzecie... W umie było ich
chyba kilkanaście. Na siódmym piętrze, Beck skręcił w prawo. Obrócił się w moją
stronę.
-
Zaczekaj tu na mnie chwilę, zaraz wrócę. - powiedział i odszedł w stronę rzędu
drzwi ciągnących się przed długi korytarz. Przestąpiłam z nogi na nogę. Czułam
się tu nieswojo. Powietrze było aż gęste od magii. Moje zmysły wariowały.
Chciałam stąd uciec. Do ciemnego, spokojnego lasu.
Spojrzałam
na okno. Zajmowało prawie całą ścianę. Piękny widok ukazywał jezioro i słońce
wiszące wysoko na niebie; gorące i niedostępne.
Podeszłam
bliżej i przyłożyłam dłoń do szkła. "Gdzie ja w ogóle jestem?"
zapytałam sama siebie, choć wiedziałam, że nikt nie odpowiem mi na to pytanie.
-
Ekhem, Bella? – spytał niepewnie Beck. Worek z jeleniem zniknął, a on przebrał
się w błękitny podkoszulek i czarne jeansy. Podeszłam do niego i zaczął
prowadzić mnie na samą górę.
-
Gdzie idziemy? – spytałam podejrzliwie.
- Do
dyrektorki, panny O’Connell. – powiedział Beck. Z tonu jego głosu wynikało, że
ją lubił. Chyba nie ma się czego obawiać… Dotarliśmy do obitych aksamitem,
czerwonych drzwi. Beck zapukał lekko kołatką i rozległ się melodyjny głos:
-
Proszę! – weszliśmy do środka. Był to prostu gabinet dorosłej, poważnej osoby, nie
potrzebującej do szczęścia żadnych zbędnych świecidełek i ozdóbek. Spodobało mi
się. Ściany były burgundowe, a na ziemi leżał kremowy dywan przyjemnie
kontrastując z ciemnym mahoniowym biurkiem i portretami jakiś ludzi na
ścianach. Za biurkiem, na krześle z wysokim oparciem siedziała kobieta z siwymi
włosami sięgających ramion i oczami koloru mchu stojącymi za okrągłymi
okularami. Uśmiechnęła się do nas wesoło.
- Pan
Johnson. Miło pana widzieć. Kogo pan mi tu przyprowadził? – spytała przenosząc
wzrok na mnie. Spięłam się. Nie lubię być oceniana. Spojrzałam na Becka, mówiąc
mu spojrzeniem, by coś zrobił.
- Eee…
To jest Bella. Znalazłem ją w lesie podczas polowania. Ona jest.. – zaczął
tłumaczyć, ale nie skończył.
-
Wampirzycą. – przerwała mu dyrektorka, a oczy zaświeciły się jej dziwnym
blaskiem. Przeniosła wzrok na Becka i jej spojrzenie nieco się wyostrzyło. – Co
chciałeś osiągnąć, panie Johnson, przyprowadzając ją tutaj. Jest niebezpieczna.
Mogła cię zaatakować lub, co gorsza, zabić. – powiedziała. Nieznacznie
odsłoniłam kły. Powstrzymałam się przed warknięciem na nią. Nie ma prawa mnie
osądzać. Nie zna mnie.
-
Właśnie o to chodzi. Pani dyrektor, ona nawet mnie nie zaatakowała. –
zmarszczył czoło. – Obala wszystko, co nam wpajano o ich rasie. Nawet nie
chciała mnie zaatakować. Przerwałem jej w polowaniu. Na łanię. – tłumaczył, a
oczy dyrektorki rozszerzały się z niedowierzania. Spojrzała na mnie. Czułam się
jak eksponat w muzeum. Nie spodobało mi się to.
-
Interesujące… - mruknęła i wstała z biurka. Podeszła do mnie i spojrzała mi w
oczy. Instynktownie trochę się cofnęłam. Może nie jem ludzi, ale nie jestem
obojętna na ich krew. – Zbadałeś ją? – spytała po chwili. Skrzywiłam się.
- Ku
jej… niezadowoleniu, tak. Nie ma złych zamiarów. Ona również jest telepatką.
-
Naprawdę? – spytała zaskoczona. Na chwilę zamilkła. Przeniosła wzrok na Becka.
– Czemu pan w ogóle ją tu przyprowadził? Czy wampiry nie mają swoich osad, czy
skupisk, w którym żyją. W ogóle, co ona robiła na naszym terenie? Cały czas
może być niebezpieczna. – Beck zmarszczył czoło i spojrzał na mnie. Też nie znał
odpowiedzi na to pytanie. Gdzie mój dom? Westchnęłam ciężko.
- Nie
mam domu. Uciekam od dziesięciu lat przed zdrajcą, który zabił mi rodziców i
chce zabić też mnie. Wampiry nie mają osad. Tylko królestwo. – powiedziałam
cicho.
- A
czemu chce cię zabić? – spytał Beck.
- Bo… bo jestem ważna dla świata wampirów, a on chce zdobyć nad nim
władzę. – powiedziałam. Dyrektorka przewiercała mnie wzrokiem, ale wytrzymałam
spojrzenie. Po chwili poczułam się dziwnie. Czar wspomnień. Dzięki niemu można
zobaczyć wspomnienia i myśli danej osoby. Zamknęłam swój umysł. Nie chciałam,
by ktoś w nim grzebał. Dyrektorka spojrzała na mnie zaskoczona.
-
Silna jesteś. Ale skąd mamy wiedzieć, że nie kłamiesz? – spytała. Spojrzałam na
Becka. Odsłoniłam umysł na tyle, by zobaczył, że nie chce kłamać. I nie kłamię.
Patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Mówi
prawdę. – powiedział cicho. Spojrzała na niego i po chwili w jej oczach
błysnęło zrozumienie. Zmarszczyła lekko czoło i zamyśliła się. Aż czułam jak
trybiki pracują jej w głowie. Oparłam się pokusie zajrzenia do jej umysłu. To
może wszystko zniszczyć.
- Więc
co chcesz dalej robić? – spytała po chwili.
-
Umrzeć. Albo powstrzymać Jima i żyć. – powiedziałam bez wahania. Dyrektorka
skinęła głową, jakby z kimś lub czymś się zgodziła.
-
Obiecałabyś mi coś? – spytała. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
-
Zależy. – odparłam, a ona uśmiechnęłam się z aprobatą.
-
Pozwolę ci tu się zatrzymać i uczyć w mojej akademii, ale masz przysiąc, że nie
tkniesz żadnego człowieka, ani ucznia na jej terenie, zgoda? – spytała i
wyciągnęła rękę. Spojrzałam jej w oczy. Nie kłamała. Chciała mi jakoś pomóc.
-
Zgoda. – powiedziałam i ścisnęłam jej rękę. Nie miałam wyboru.
- Jest
tylko jedna sprawa. – powiedziała i skrzywiła się lekko. Zaniepokoiłam się.
- Co takiego?
- Nie
mamy wolnych pokoi, więc… będziesz musiała dzielić apartament z panem
Johnsonem. – zesztywniałam. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Beck robił to
samo.
- Że…
że co? – spytał po chwili.
-
Dobrze pan usłyszał. Od teraz jest pan za nią odpowiedzialny dwadzieścia cztery
godziny na dobę.
- Ale…
- zaczęłam.
-
Żadnego ale. Musze mieć pewność, że dotrzymasz obietnicy. Poza tym nie
ryzykowałabym umieszczając cię z obcym uczniem w jednym pokoju. Pan Johnson
sobie poradzi. – powiedziała kończąc rozmowę. Nie do wiary. To po prostu jakieś
żarty! Wyszliśmy z gabinetu. Spojrzałam na Becka, a on na mnie.
-
Tylko sobie na zbyt wiele nie pozwalaj. – powiedziałam cicho. Beck wybuchł
śmiechem, a ja uśmiechnęłam się. Teraz moje życie całkowicie się zmieni.
C.D.N.
Na dzisiaj to wszystko. W przyszłym tygodniu dodam kolejne opowiadania :)
Pozdrawiam
Jamij :)
O Boziuniu ;D dziewczyna + chłopak ?! Co to będzie ^^
OdpowiedzUsuńBój się XD
Usuń