piątek, 26 lipca 2013

Rozdział XVIII - Czas

Rozdział 18


Bella

Czas

             Tak mijały kolejne dni, a potem tygodnie w Akademii Magii. Czułam się tu jak w domu. Codziennie siadałam z teraz też moją paczką. Tom siadał razem z nami. Zbliżyliśmy się do siebie. Byliśmy przyjaciółmi i cieszyło mnie to. Beck chyba coś zadecydował, bo znowu był uśmiechnięty, choć przez to nie mniej tajemniczy. Jess okazała się fajną dziewczyną i zakolegowałyśmy się. Zaś Marco, Bill, Gabriel i Ginny zaakceptowali moje dziwne zachowanie i polubiliśmy się. Na przerwach gadaliśmy, nawet ja czasem do nich dołączałam. Po lekcjach co tydzień wychodziliśmy gdzieś na miasto. Raz na plażę, raz na zakupy, innym razem w jakieś fajne miejsce. Zżyliśmy się. Byłam szczęśliwa. Jednak cały czas trapiło mnie kilka rzeczy...  tylko Tom i Beck wiedzieli, że jestem wampirzycą. No, nie liczyć dyrektorki. Naprawdę polubiłam tych ludzi i źle się czułam okłamując ich. Cotygodniowe polowania jeszcze bardziej mnie dołowały. Beck się martwił, a Tom próbował jakoś pocieszać. Jednak na nic się to nie zdało.
                - Po prostu źle mi z tym – powtarzałam.
                Zapomniałam już o Jimie i o tym, co zrobił. Teraz miałam nowe życie i nową przyszłość. I miałam zamiar z tego korzystać, póki mogę. Bo rzeczywistość najczęściej uderza w najmniej spodziewanym momencie. Tak i było w tym przypadku...
           Spacerowałam z Tom’em. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się razem. Usiedliśmy przy jednym ze stolików zrobionych na kształt stołów piknikowych. Siedziałam przodem do okratowanego magazynu z roślinami na eliksiry i zielarstwo.  Rozmawialiśmy o nas: podczas tych tygodni dużo dowiedziałam się o chłopaku. Urodził się i wychował w Londynie. Ojciec  zmarł, kiedy miał siedem lat, a matka pięć lat później. Mieszkał z ciotką, która się nim opiekowała. Uwielbia ją. Potem przeniósł się do Akademii, to jego pierwszy rok.  Ja  niewiele mówiłam o sobie, a on to rozumiał. Powiedziałam mu, że odkąd miałam siedem lat, podróżowałam (co nie jest do końca prawdą), aż znalazł mnie Beck. Wcześniej moi rodzice zginęli, co było głównym powodem mojego odejścia. Cóż, może mijało się to z prawdą, ale nie okłamywałam go. Nagle dostrzegłam ruch koło magazynu. Spojrzałam w tamtą stroną i zamarłam. Jim. Stał tam. Wskazał na mnie.



Zamarłam. Tom zauważył przerażenie w moich oczach.
                - Bella, co się stało? – spytał. Obejrzał się do tyłu, ale Jim już  znikł.
                - Nie! – krzyknęłam i popędziłam za nim. Ale kiedy dobiegłam do budynku, zorientowałam się, że już za późno. Zdematerializował się. Stanęłam w bezruchu. Po chwili opadłam na kolana. – Nie – szepnęłam.
               - Bella! – usłyszałam krzyk Tom’a. Podbiegł do mnie i ukląkł obok. – Bella, co się stało?! – spytał. Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się pusto w miejsce, w którym on stał.
                - On tam był... – szepnęłam ledwie dosłyszalnie.
                - Kto? Kto tam był? – spytał chłopak oglądając się za siebie.
                - Jim... morderca moich rodziców. Znalazł mnie.

*             *             *


                - Zaraz, zaraz – powiedział Tom unosząc ręce w geście obrony. – Jeszcze raz, bo nie rozumiem.
Westchnęłam.
            - Powiedzmy, że jestem szlachcianką w społeczeństwie wampirów, królestwie Ordrack. Jim był sługą mojej rodziny od kilkuset lat. Jednak kiedy miałam siedem lat, po prostu zastrzelił moich rodziców – powiedziałam cicho. – A teraz ściga mnie i próbuje zabić. – przerwałam na chwilę. – Urodziłam się w połowie jako człowiek. Tuż po tym, jak zobaczyłam jak ich zabija, próbowałam uciec, ale on mnie dogonił i ugryzł – powiedziałam wzdrygając się. – Uciekłam, przemieniłam się i próbowałam przeżyć. I tak oto jestem tutaj...
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Byłam spięta i rozglądałam się co chwilę dookoła.
               - Ale skoro chce cię zabić, to czemu nie atakuje? – spytał myśląc intensywnie.
Zachowywał zimną krew i za to go uwielbiałam.
             - Lubi się bawić zdobyczą. Może zaatakować jutro, może za tydzień, a może za pięć lat. Nie wiem! Wiem tylko, że chce mnie zabić. I nie zdziwiłabym się, gdyby stworzył armię przeciw mnie. – powiedziałam cicho.
                - Jest aż tak źle?
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Potarłam dłońmi twarz.
                - Jest jeszcze gorzej. – powiedziałam cicho. Co tu kryć; byłam przerażona. Przez te wszystkie lata poznałam jego możliwości na tyle, by wiedzieć, że prędzej, czy później mnie zabije. – Nie zaatakuje, dopóki nie zwariuję. A to już się zaczyna.
                - Spokojnie – powiedział delikatnie Tom. – Nie pozwolimy, by coś ci zrobił.
            - Doceniam to, ale nie znasz jego możliwości. W pogoni za mną mordował wioski, miasteczka. Musiałam kryć się po lasach i pustkowiach, by nie zabijał niewinnych.
          - Bella, akademia ma wbudowane takie zabezpieczenia,  że nie ma prawda cię skrzywdzić – powiedział z przekonaniem.
                - To niby jak się tu dostał?
                - Hmm... zanim dołączyłaś do akademii, na lekcji teorii magii mówiliśmy o zaklęciach obronnych. Te tereny są objęte silnymi przeciwzaklęciami. Nikt ze złymi zamiarami nie może tu się wedrzeć.
                - Czyli... – mruknęłam ze zmarszczonym czołem.
           - Czyli nie przyszedł tu żeby cię skrzywdzić, tylko nastraszyć i pokazać, że wie, gdzie jesteś – powiedział.
                - Albo wysłał projekcję. – powiedziałam.
                - Co?
              - Jim ma moc iluzji, może stworzyć taką projekcję. Możesz ją poczuć, dotknąć, zranić, zabić, a Jim może sobie siedzieć bezpiecznie na drugim końcu świata.
                - Widzisz? Nic ci nie zrobi. – powiedział Tom.
                - Na razie. Kiedy tylko wyjdę, on zaatakuje, jestem tego pewna. – powiedziałam.
                - Więc musisz zostać w akademii.
            - Tom, nie mogę tu spędzić reszty życia, nie chcę się ukrywać jak tchórz! Poza tym, muszę polować, a w tym wymiarze nie ma dzikich zwierząt.
                - Więc będziemy musieli je tu sprowadzić. – powiedział.
             - Chcesz przenieść stado dzikich zwierząt przez centrum Miami? Tom, to bez sensu. Przez jakiś tydzień wytrzymam, ale potem będę musiała zapolować.
                - Ale wtedy on cię zabije! – zaprotestował. Westchnęłam.
                - Już za długo przed nim uciekałam. Trzeba to w końcu skończyć!
                - Nie! Nie pozwolę ci się tak narażać!
                - Jeśli ja nie pójdę, zabije lub porwie któreś z was, by mnie wyciągnąć!
Potrząsnął głową.
                - My o siebie zadbamy. Nie jesteśmy bezbronni.
                - Ja też nie!
                - Ale to nie nas chce zabić!
                - Ale będzie chciał, by mnie zdobyć!
                - Nie pozwolę, byś sama wychodziła z akademii.
             - Z wzajemnością. – powiedziałam stanowczo, piorunując go spojrzeniem. Chcąc, nie chcąc, musiał odwrócić wzrok. To mamy problem. Ja nie puszczę ich, a oni mnie.
                - W ogóle, lepiej by było, gdybym zginęła. O jednego potwora mniej na świecie. – mruknęłam do siebie. Niestety Tom to usłyszał. Spojrzał na mnie wkurzony.
            - Jak w ogóle możesz tak o sobie myśleć? Jesteś sto razy lepsza od wielu ludzi! Brzydzisz się kłamstwem i kradzieżą, sama jeśli możesz, to tego unikasz. Jak już, to tylko po to, by chronić przyjaciół. Zawsze jesteś sprawiedliwa i uparta w przekonaniu sprawiedliwości. Ty potworem? Nie rozśmieszaj mnie, proszę. Nie prosiłaś się o swój los. Starasz się powstrzymać swoją naturę, choć widzę jak przez to cierpisz. Powiedz, gdzie ty tu widzisz potwora?! Jesteś najlepszą osobą jaką znam i nie wmawiaj mi, że jest inaczej. –powiedział wskazując na mnie palcem. Patrzyłam na niego osłupiała. Nigdy tak nie wybuchał. Teraz jego oczy płonęły, czerwony refleks pojaśniał.
                - Naprawdę tak uważasz? – szepnęłam poruszona.
                - Oczywiście, że tak. I nie tylko ja. Jess, Beck, Marco, Bill i Gabriel również. Chociaż nie wiedzą o twojej tajemnicy, nie wmówisz im, że jesteś potworem. Bo nie jesteś.
Uśmiechnęłam się do niego.
                - Dziękuję.
                - Nie masz za co. To tylko fakty.
Dla mnie aż fakty. Przez całe życie żyłam w przeświadczeniu, że jestem potworem. Może nadal tak uważałam, ale dzięki Tom’owi już mi to tak nie przeszkadzało.
                Przez jakiś czas rozmawialiśmy, ale groźba w postaci Jima wciąż wisiała w powietrzu. Wprost dało się ją wyczuć. Próbowałam o nim zapomnieć, ale cały czas czaił się w zakamarkach mojego umysłu.
                Wieczorem spacerem wracaliśmy w kierunku budynku Akademii. Nagle wspięłam się na palce i pocałowałam Tom’a w policzek. Zaskoczony spojrzał na mnie.
                - A to za co?
          - Za to, że jesteś. – powiedziałam szczerze. Przez chwilę po prostu na mnie patrzył. Staliśmy niedaleko dziedzińca, między budynkiem, a jeziorem. Wtedy Tom pochylił się nade mną i po chwili wahania pocałował. Zaskoczył mnie. Jednak zaraz przytuliłam się do niego i oddałam pocałunek.



          Jim zniknął. Wszystkie problemy i wątpliwości razem z nim. Teraz liczyło się tylko to, że odkryłam, co czuję do Tom’a. Ja się w nim zakochałam.

C.D.N.

No i macie to, na co wiem, że czekaliście ;) Dodałam trochę dreszczyku emocji. Wiem, że to pierwsze to nie rysunek, ale tak pasuje, że nie mogłam się wręcz powstrzymać XD 

Czy Bella będzie z Tom'em? Czy wytrzyma bez polowań? I najważniejsze, czy Jim zaatakuje? 
To i więcej w kolejnych rozdziałach.


Pozdrawiam

Jamij ;3

środa, 24 lipca 2013

Rozdział XVII - Retrospekcja


Rozdział 17


Tom

Retrospekcja


Leżeliśmy tak w ciszy, wpatrując się w gwiazdy. Nie mogłem uwierzyć, że to działo się tak szybko... czułem, że zaczynam się w niej zakochiwać...  Jednak do refleksji zmusiło mnie pewne wspomnienie. Widziałem Bellę podczas incydentu z Jack’iem. Widziałem jej siłę. I oczy, które błysnęły na czerwono. Wiem z doświadczenia, że oczy nie świecą sobie tak po prostu. Tylko trzy rasy mają taką cechę: Demony, czarnoksiężnicy i... wampiry. Przeanalizowałem dokładnie swoje wspomnienia zagłębiając się w coś rodzaju retrospekcji.  Jack prowokował Beck’a, podrywał Bellę... <wzdrygnąłem się> Beck coś powiedział denerwując tym osiłka... i wtedy zaatakowała Bella. Coś warczała do niego cicho, nie słyszałem. Śmiał się. W końcu chwyciła go za rękę, a Jack zaczął się wyrywać. I wtedy... Wtedy Bella wyszczerzyła zęby w gniewnym grymasie i jej oczy błysnęły... pachołki zniknęły.
                Potem, na sztukach walki, była szybka. Bardzo szybka. Jeszcze jej wygląd... te moce... Była zimna jak na żywą istotę, blada... jej śpiew na muzyce... Kiedy skupiłem się na chwilę, zorientowałem się, że nie czuję bicia jej serca.
                Elementy układanki powoli wskakiwały na miejsce. Przymknąłem oczy. Nie mogę być pewien...
                - Bella? – szepnąłem po chwili wahania.
                - Hmm...? – mruknęła nie spuszczając oczu z gwiazd.
             - Powiedz mi, proszę, jedną rzecz... – zacząłem. Zerknęła na mnie, wyczuwając zmianę w moim nastroju.
                - Tak...?
                - Kim naprawdę jesteś?
Zesztywniała. Całe jej ciało się napięło, jakby przygotowane do ataku. Zerknęła na mnie, w jej oczach czaił się powstrzymywany strach. Jednak ja patrzyłem spokojnie.
                - C-co?
          - Umiem łączyć fakty. Nie martw się, nikomu nie powiem... po prostu chciałbym wiedzieć – powiedziałem cicho.  Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Ona jakby z obawą. Sam bałem się tego, co odpowie, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że niewiele by to zmieniło. Chyba to wyczuła, bo częściowo się rozluźniła, a jej oczy znów były bezdenne i nieprzeniknione...
             - Wiedziałam, że kiedyś się zorientujesz... ale że tak szybko? Zaskoczyłeś mnie – szepnęła, ale wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Wręcz przeciwnie. Jakby czuła... ulgę?
Czekałem cierpliwie.
            - Tom... Jestem wampirem – szepnęła. Kiwnąłem głową. Potwierdziły się moje przypuszczenia. Czułem... pustkę. Byłem zagubiony.
                - Tom? – spytała, gdy nie odpowiadałem. Spojrzałem jej w oczy.
                - Jak namówiłaś dyrektorkę, by cię przyjęła? – spytałem po prostu. -   Ona nie cierpi wampirów.
             - Beck mnie znalazł... – zaczęła niechętnie. – Zaprowadził mnie do niej i powiedział, że nie mam zamiaru nikogo atakować.
                - A nie masz? – przerwałem jej. Potrząsnęła głową gwałtownie.
             - Nie! Mam dosyć bycia potworem. Jednak nie można mieć wszystkiego na raz.  – powiedziała gorzko.
Po chwili podjęła opowieść:
           - Głównie dlatego zgodziłam się tu uczyć i mieszkać. Jednak dyrektorka mimo wszystko jest... ostrożna – powiedziała.
                - Co to znaczy? – zerknęła na mnie.
            - Mieszkam w pokoju z Beck’iem, by jak ona to ujęła „mieć mnie na oku dwadzieścia cztery godziny na dobę”.
               - Serio? – spytałem zaskoczony. W akademii zabrania się mieszkania z uczniami o płci przeciwnej.
Bella kiwnęła głową. Uśmiechnąłem się blado.
                - I co on na to?
                - Na początku nie mógł w to uwierzyć, oponował. Ale teraz chyba mu się to podoba.
                - A tobie?
                - Zaczęłam się już przyzwyczajać.  – odparła po prostu. Miałem mętlik w głowie. Bella chyba to wyczuła, bo powiedziała:
                - Jest już późno. Może już wracajmy? Musisz sobie jeszcze przemyśleć kilka spraw...
Kiwnąłem głową. Wstaliśmy i zaczęliśmy powoli iść w kierunku akademii.
                Odprowadziłem Bellę pod drzwi.
                - Do zobaczenia – powiedziała cicho dziewczyna.
                - Cześć – mruknąłem i poszedłem do siebie.
                Leżąc na plecach i wpatrując się w sufit, rozmyślałem o całej sytuacji. Bella jest wampirem. Ale skoro dyrektorka ją przyjęła, to nie może być zła. Nie robi krzywdy ludziom... Przecież byliśmy kilka razy sam na sam. Gdyby chciała, mogłaby zaatakować. Otrząsnąłem się. Przecież mówię o Belli! O tej tajemniczej, piękniej dziewczynie, która otwierała się przede mną... w której się zakochiwałem. Zamknąłem oczy. Byłem rozdarty.


Bella


                Weszłam do pokoju i od razu się położyłam. Beck już umyty leżał w łóżku i czytał książkę. Zerknął na mnie.   
                - Jak się bawiłaś? – spytał cicho. Nie odpowiedziałam. –  Coś cię stało?
Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zestresowana. Nie wiedziałam, co postanowi Tom. Wiedziałam jednak jedno: chciałabym by był przy mnie. Po  raz pierwszy myślałam tak o ledwo poznanej osobie. Ale to prawda. Kiedy go przy mnie nie ma, czułam się samotna. Nie wiem, co zrobię, gdy zdecyduje, że nie chce mnie znać. Bo takiej decyzji się właśnie obawiałam.
            - Bella, co się stało? – spytał łagodnie, siadając. Pokręciłam głową. Wzięłam piżamę w łóżka i ruszyłam do łazienki. Stanęłam w drzwiach. Odwróciłam głowę w stronę Beck’a, jednak nie spojrzałam na niego.  
                - Tom wie. – powiedziałam po prostu, beznamiętnym tonem i zamknęłam się w środku.

*            *             *

                Przez kilka kolejnych dni nie rozmawiałam z Tom’em, Beck’iem ani nikim innym. Po prostu zamknęłam się w sobie. Nie dopuszczałam do siebie nikogo i niczego. Mijaliśmy się na korytarzu. Tom nawet na mnie nie patrzył. Z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie chce mnie znać. Nawet w czwartek, na sztukach walki, nie spojrzał na mnie, kiedy walczyłam z innymi. Wykręcił się, by ze mną nie walczyć. Odprowadzałam go wzrokiem, kiedy wychodził z sali. Jakbym nie istniała. Beck rozpaczliwie próbował mnie zmusić do jakiejkolwiek reakcji. Razem z paczką skakali wokół mnie, ale ja nawet nie drgnęłam. Tylko Beck znał powód tego transu. I tak nie znał wszystkich szczegółów. Nie rozumiał, czemu tak zareagowałam, ale rozumiał, że coś złego musiało się stać. Kiedy Tom siadał z nami w stołówce, zachowywał się jakby nie tam nie było, a ja nic nie jadłam i wpatrywałam się w blat.
                Przez tych kilka dni załamałam swoją rutynę i narysowałam tylko jeden rysunek. Zamknięte kajdany. Bo czułam się jakby uwięziona w tej chwili.

                W piątek byłam już na granicy wytrzymałości. Zamartwiałam się, sama nie wiem czemu. Zwykle niczyje zdanie mnie zbytnio nie obchodziło. A teraz zorientowałam się, że ta decyzja jest dla mnie bardzo ważna. Nie daje mi żyć.
                 Po lekcjach usiadłam na jednej z licznych ławek na dziedzińcu i wpatrywałam się w jezioro. Nagle usłyszałam, że ktoś siada obok. Nie ruszyłam się.  Ale wtedy poczułam ten zapach... Zapach słodkiej krwi, która nie wywołuje mojego pragnienia... odwróciłam głowę. Tom. Patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Ani drgnęłam. Patrzyłam w jego ciemne oczy... Czerwony refleks przygasł, jakby zanikał. Siedzieliśmy tak przez chwilę.
             - Przemyślałem wszystko – powiedział w końcu cicho.  – Obserwowałem cię też przez te kilka dni...
Zamrugałam zaskoczona. Myślałam, że on specjalnie mnie unika... Słuchałam dalej spięta.
               - I doszedłem do wniosku, że mnie to nie obchodzi – powiedział na jednym wydechu. Patrzyłam na niego w milczeniu. Maska opadła. Widać było, że naprawdę mnie nie nienawidzi.
               - Nie obchodzi mnie, że jesteś wampirzycą. To cały czas jesteś ty. I zawsze będziesz. – powiedział stanowczo. Przez chwilę nie odzywałam się, a potem przytuliłam go mocno. Zaskoczyłam go, ale po chwili też mnie przytulił.
              - Już myślałam, że mnie nienawidzisz... – szepnęłam, odzywając się po raz pierwszy od tamtego wieczoru.
              - Ja? Nie mógłbym cię nienawidzić. – odszepnął wtulając policzek w moje włosy. Zamknęłam oczy. 
                - Myślałam, że oszaleję... nie mogłam zapomnieć... – westchnęłam.
                - Nie martw się. Nie mam zamiaru cię nienawidzić. – powiedział. Siedzieliśmy tak przez chwilę w bezruchu. Poczułam się lekka, wolna. Już wiedziałam, co narysuję, gdy wrócę do pokoju. Klucz. Klucz do kajdan, który Tom dał mi mówiąc te słowa: „ Nie mógłbym cię nienawidzić. Nie mam zamiaru cię nienawidzić...”


C.D.N.

Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że choć częściowo zaspokoiłam wasze wymogi i ciekawość.  W następnym rozdziale postaram się umieścić kolejny rysunek. 

Do napisania
Jamij :)
               

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział XVI - Mecz

Rozdział 16


Bella

Mecz

Mimo że dwie ostatnie lekcje były moimi ulubionymi, strasznie mi się ciągnęły. Nie mogłam się skupić na tym, co mówili nauczyciele. Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego wieczoru...
W końcu, po ostatniej lekcji, ruszyłam podekscytowana do swojego pokoju. Zwykle tak nigdy nie reagowałam, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać. Niestety, do naszego spotkania zostało jeszcze półtorej godziny...
Beck siedział już w pokoju i leżał na brzuchu na łóżku odrabiając lekcję. Uśmiechnęłam się ledwo zauważalnie na ten widok. Coraz lepiej znosiłam fakt, że będziemy razem mieszkać, lecz niestety moja żądza krwi nie pozwalała mi tego w pełni zaakceptować.
Chłopak zerknął na mnie znad książki i uśmiechnął się blado.
- Jak tam lekcje? – spytał. Wzruszyłam ramionami, rzucając torbę na łóżko.
- Fajne. A twoje? – spytałam obojętnie kładąc się na plecach.
- Nieźle. – odparł. Czułam, że go cos trapi. Po chwili spytał: - Gdzie zniknęłaś na lunchu?
- Zwiałam, by Jessica i  Marco mnie nie dopadli – wyznałam szczerze, przymykając oczy. Czułam na sobie jego pytający wzrok. – Po wczorajszym wypadzie nie dają mi spokoju – mruknęłam cicho. Chciałam trochę odpocząć.
- A Tom? – spytał z ukrywaną niechęcią. Nie wiedziałam, co Beck może mieć przeciwko niemu, a tej myśli bronił zajadle.
- Przysiadł się do mnie. To strasznie męczące. Przesłuchanie skończone? – spytałam. Milczał, co uznałam za potwierdzenie. Jednak nie długo dane mi było nacieszyć się spokojem.  W mojej kieszeni zabrzęczał telefon informujący, że dostałam sms-a. Z westchnieniem wyjęłam urządzenie i otworzyłam wiadomość. Od Tom’a
Nie ubieraj się zbyt grubo – możesz zmoknąć. ;)

Uśmiechnęłam się lekko i wystukałam odpowiedź:

Ty również.

Wysłałam wiadomość i wstałam podchodząc do swojej komódki. Na szczęście byłam wyposażona w strój kąpielowy bikini. Chwyciłam go, shorty i ciemną bluzkę na ramiączkach i poszłam do łazienki się przebrać.  Gdy wyszłam, Beck patrzył na mnie zaskoczony.
- Idziesz gdzieś? – spytał.
- Tak. Pewnie wrócę późno. – powiedziałam. Czułam, że chce mnie zapytać o coś jeszcze, ale ja weszłam do kuchni zamykając tym temat. Chwyciłam jabłko i zaczęłam je jeść oparta o blat. Gdy skończyłam jeść, zerknęłam na zegar na ścianie. Było za piętnaście piąta. Rozplątałam warkocz i uczesałam włosy w koński ogon. Mimo, że powinny się zakręcić od długiego noszenia zaplatańca, były proste niczym struny. Ruszyłam w stronę wyjścia. Czułam na sobie natarczywy wzrok Beck’a.
- Ładna fryzura – powiedział ponuro jakby to był grzech.
- Dzięki – odparłam i otworzyłam drzwi. – Pa!
- Cześć...
                Zeszłam szybko na dół i zaczęłam się kierować w stronę łąki obok jeziora, gdzie się umówiliśmy. Tom już tam na mnie czekał. Uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział mi tym samym. Podał mi rakietkę do badmintona i lotkę. Spojrzał na mnie zawadiacko.
                - Zaczynamy mecz? – mruknął prowokacyjnie. Uśmiechnęłam się filuternie.
                - Nie masz szans. – odparłam i odeszłam na jakieś dwanaście kroków. Było to dość daleko, ale wiedziałam, że dla Tom’a to żaden problem. Zaserwowałam. Odbił z łatwością posyłając lotkę lekko w prawo ode mnie. Skoczyłam i odbiłam. O tak cały czas.
                Graliśmy jakieś dziesięć minut, a lotka nie spadła ani razu, przemieszczając się z dużą jak na tak mały przedmiot prędkością.  Oboje mieliśmy spore umiejętności, więc nie męczyliśmy się i z łatwością odbijaliśmy nawet najbardziej podstępne odbicia przeciwnika.
                - Co powiesz na mały zakład? – spytał Tom po kilku minutach, odbijając posłaną przeze mnie lotkę.
                - Jaki? – spytałam oddając strzał.
                - Jeśli wygram, wrzucę cię do jeziora. – zaproponował z uśmiechem. Zaśmiałam się lekko, znów odbijając pocisk. 
                - A jeśli ja wygram?
                - Ty wrzucisz mnie. – odparł. Wiedziałam, że nie wierzy, ze coś takiego się stanie. „To się rozczaruje” – pomyślałam i uśmiechnęłam się drapieżnie.
                - W takim razie przygotuj się na kąpiel – powiedziałam. Zaśmiał się.
                - Pomarz sobie. – odparł, a ja obiłam mocniej. Musiał podskoczyć, by odbić, jednak mu się udało.
                - Do ilu gramy? – spytałam podbiegając do przodu. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
                - Do jednego.
Gra zaczęła się zaostrzać. Coraz mocniej i bardziej precyzyjnie strzelaliśmy, musieliśmy bardziej się skupić na grze, by nie upuścić lotki. Przyznam, że Tom świetnie gra i był godnym przeciwnikiem, mimo że nie miał umiejętności jak ja. Nagle strzelił tak, że musiałam skoczyć do przodu. Odbiłam, lecz przy tym upadłam na ziemię. Kiedy Tom odbił ponownie, zerwałam się i z trudem odparowałam kolejny strzał. Tom gwizdnął.
                - Nieźle. Ale i tam przegrasz – powiedział.
                - To patrz. – odparłam i strzeliłam mocno. Tom, pewny wygranej, nachylił się, by odbić i...  spudłował. Uśmiechnęłam się triumfalnie, a chłopak patrzył z niedowierzaniem na leżącą u jego stóp lotkę. Spojrzał na mnie zaskoczony.
                - Gratuluję. Pokonałaś mnie, pani. – powiedział, kłaniając mi się. Podeszłam do niego.
                - Byłeś godnym przeciwnikiem. – odparłam nie mogąc powstrzymać się od cichego chichotu. Chłopak wyprostował się i uśmiechnął szeroko.
                - Co z naszym zakładem? – spytałam. Skrzywił się lekko.
                - Cóż, zakład, to zakład. Tylko poczekaj sekundkę – powiedział i zdjął koszulkę. Był umięśniony, widać, że dużo ćwiczy. Na brzuchu widać było mocno zarysowany sześciopak, jednak nie był sztucznie nabity. – Teraz jestem gotowy – powiedział z uśmiechem. Wywróciłam oczami.   
                - Szpaner – mruknęłam. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ruszyliśmy w kierunku jeziora. Co wydawało mi się dziwne, zapał Tom’a nie osłabł, wręcz przeciwnie, uśmiechał się promiennie. Niestety, jego umysł był nieprzenikniony, a ja nie chciałam szukać głębiej.
                Kiedy weszliśmy na molo, Tom stanął na krawędzi i rozpostarł ramiona.
                - Jestem gotowy – powiedział. Uśmiechnęłam się lekko i popchnęłam go, by wpadł do wody. Chłopak jednak przewidział to i złapał mnie za rękę.  Zaskoczona, nie zdążyłam zareagować i wpadłam razem z nim. Wynurzyłam się szybko.
                - Jak śmiesz! – krzyknęłam niby oburzona. Chłopak wynurzył się i zaśmiał.
                - Mówiłem, że zmokniesz. – odparł, a j zaczęłam go ochlapywać wodą. Nie pozostawał mi dłużny. Pociągnęłam go za rękę i oboje znaleźliśmy się pod wodą. W krystalicznie czystej toni odbijał się półksiężyc uśmiechu Tom’a. Czułam, że też się uśmiecham. Chłopak chwycił mnie za nogę i pociągnął głębiej. Wyrwałam mu się i popchnęłam w dół. I tak w kółko. Po chwili dotarliśmy na dno. Normalny człowiek nie zdołałby na tak długo wstrzymać oddechu. Dziwiłam się, jak Tom to wytrzymuje, ale wtedy zerknęłam na jego szyję i zrozumiałam. Umiał oddychać pod wodą! Z boków wyrastały mu skrzela, dzięki którym nie musiał się martwić powietrzem. Zaskoczona podpłynęłam do niego i dotknęłam ich. Przekrzywiłam ciekawie głowę. Chłopak wzruszył ramionami z miną: „nie pytałaś”. Uśmiechnęłam się lekko i wskazałam na powierzchnię. Czułam się nieswojo nie oddychając przez tak długi czas.
                Wynurzyliśmy się zaczerpując powietrze.
                - Oszukujesz! – powiedziałam.
                - Wcale nie! A ty? Jakoś nie widziałem, by wyrósł ci ogon. – odparł ze zmarszczonym śmiesznie nosem. Wywróciłam oczami.
                - Mniejsza z tym. Wychodzimy? – spytałam zerkając na niebo. Słońce chyliło się ku zachodowi. Chłopak kiwnął głową i wyszliśmy na brzeg. Koszulka lepiła mi się do ciała, więc zdjęłam ją zadowolona, że ubrałam strój kąpielowy. Rozłożyłam ją na ziemi i zwróciłam się do chłopaka:
                - To co teraz, panie syren? – spytałam. Szturchnął mnie.
                - Ja ci dam syrenę. Jak chcesz, możemy tu zostać. Zachód słońca wygląda tu przepięknie.
                Kiwnęłam głową i usiadłam na miękkiej trawie.  Tom położył się obok i wpatrywał we mnie. Po chwili zerknęłam na niego.
                - Co się tak patrzysz?
                - A tak... – mruknął. Nie chciałam popsuć tej chwili czytając mu w myślach, więc odpuściłam.
                - Tom... opowiedz mi, jakie masz jeszcze moce? – poprosiłam kładąc się obok niego.
                - Hmm... władam nad wodą, jestem dość silny jak na człowieka... kopiuję ruchy i ataki magiczne przeciwnika. – powiedział po chwili. – I nieźle walczę, choć ty chyba bijesz mnie na głowę – powiedział, a w jego głosie czaił się złośliwy uśmiech. Dałam mu sójkę w bok.  - A ty?
                Milczałam przez chwilę. Nie wiedziałam, czy mogłam mu powiedzieć prawdę. Postanowiłam, że powiem mu tyle ile mogę...
                - Jestem bardzo szybka i silna... władam nad czterema żywiołami... czasem władam magią, ale to jest bardzo wyczerpujące. Poza tym moich włosów nie da się ściąć. Są twarde niczym diament i czasem mogą posłużyć za broń.
                - Serio? – spytał zaskoczony. Spojrzałam na niego. Nie odpowiadając, zgarnęłam włosy na ramię tak, by mógł ich dotknąć. Zamrugał zdziwiony.
                - Faktycznie... ale mimo to są miękkie i gładkie – powiedział. Kiwnęłam głową.
- Magia.
Leżeliśmy tak jakiś czas, patrząc na zachód słońca. Czułam jak Tom nad czymś intensywnie myśli, więc mu nie przeszkadzałam. Cisza mi nie ciążyła. W końcu słońce zaszło i na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Westchnęłam. Kocham noc. Tylko w nocy mogę być sobą... Jak na ironię, noc mnie więzi... w każdą pełnię... Przymknęłam oczy. Napawałam się nocą i zapachem krwi Tom’a. O dziwo, nie czułam pragnienia. Tylko... błogi spokój. Odprężyłam się i pozwoliłam, by moje myśli dryfowały wokół mnie. Nagle poczułam muśnięcie na policzku. Uchyliłam lekko powieki. Tom wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Pogłaskał mnie znowu delikatnie po policzku. Ani drgnęłam. Po chwili chciał zabrać rękę, ale ja wtuliłam w nią swój policzek nie pozwalając na to. Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Spojrzałam głęboko w jego ciemne oczy. Niemal lśniły. Przyciągały swoją hipnotyczną siłą. Położyłam mu głowę na ramieniu i z powrotem zaczęłam wpatrywać się w niebo. Tom, lekko zaskoczony, objął mnie ramieniem. Był taki ciepły... Wsłuchiwałam się w bicie jego serce, przyspieszone teraz moją bliskością. Odprężyłam się znowu w jego ramionach. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.


C.D.N.

Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Akcja zaczyna się powoli rozkręcać, a Bella chyba znalazła kogoś, przy kimś czuje się sobą... Ale czy zdradzi mu swoją tajemnicę? I jak Tom na to zareaguje? Czy się w końcu pocałują?? 

Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach. ;)


Pozdrawiam serdecznie
Jamij