czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział XIV - Wesołe Miasteczko



Rozdział 14


Beck

Wesołe Miasteczko

Gadałem wesoło z przyjaciółmi. Nawet Tom od czasu do czasu dorzucał coś od siebie. Ale nadal wydawał mi się jakiś podejrzany. Zerknąłem do tyłu. Bella szła na samym końcu z rękami w kieszeniach, wpatrując się w ziemię. Kiwnąłem na pozostałych, by na mnie nie czekali i stanąłem, by zaczekać na dziewczynę. Nawet na mnie nie spojrzała. Powoli zacząłem iść obok niej.
                - Coś się stało? – spytałem. Pokręciła głową. Zawsze wydawała się taka... oderwana od rzeczywistości. Jakby ten świat ją nudził, jakby została wyrzucona w środek innej cywilizacji.
                - Hej, wy! Chodźcie, no! – krzyknął do nas Bill z przodu. Kiwnąłem głową. Zerknąłem na Bellę, a ona bez słowa przyspieszyła kroku.
Tak z grubsza minęła większość drogi. Bill prowadził nas bocznymi ulicami Miami, uparcie zatajając nasz cel. Jednak po kilku minutach stanął przodem do wszystkich z szerokim uśmiechem.
                - Jesteśmy na miejscu! – krzyknął podekscytowany. Wszyscy spojrzeliśmy na wielki labirynt straganów, kolejek górskich, diabelskiego młyna i wielu atrakcji.
                - Wesołe miasteczko! – klasnęła w dłonie Jess. Uśmiechnąłem się szeroko.
                - Wczoraj przyjechało. Chciałem wypróbować kilka kolejek, a nie ma lepszej zabawy niż z moimi ulubionymi wariatami – powiedział czochrając Marco włosy.  
                - Ej! Bez zbędnych czułości! – odparł chłopak przygładzając sobie fryzurę. Zaśmiałem się.
                - To co? Czas się zabawić! – krzyknąłem i wszyscy ruszyliśmy biegiem w stronę miasteczka.

Bella


Patrzyłam za nimi jak znikają w kakofonii krzyków, hałasu i muzyki. Ruszyłam za nimi. Bądź co bądź, nie chciało mi się chodzić tu samej. Wtedy dołączył do mnie Tom. Nie zauważyłam, kiedy odłączył się od reszty.
                - Wariaci. Ale fajni są. Jak sądzisz? – spytał mnie. Szłam przez chwilę w milczeniu.
                - Hmm... nie wiem. Wydają się w porządku... ale na razie chyba trochę za wrześnie na ocenę – stwierdziłam. Chłopak kiwnął głową i przeniósł wzrok na atrakcje.
                - To co chcesz porobić? – spytał. Rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam stragan ze zbijaniem wieży z butelek. Wiedziałam, że sprzedawcy praktycznie zawsze oszukują. Uśmiechnęłam się  zawadiacko.
                - Chcę zbijać butelki – powiedziałam. Zerknął na mnie z ukosa.
                - Wiesz, że oni praktycznie zawsze oszukują? – spytał ostrożnie. Zerknęłam na niego z błyskiem w oku.
                - Nie wierzysz we mnie? – spytałam cicho i ruszyłam w stronę straganu. Chłopak przez chwilę patrzył za mną oniemiały, ale zaraz otrząsnął się i podszedł do mnie. Zapłaciłam trzy dolary mężczyźnie, który dał mi trzy workowate piłeczki. Podrzuciłam jedną w ręce i zerknęłam na Zero. Mrugnęłam do niego i rzuciłam w sam środek butelkowej piramidy. Piłka leciała tak szybko, że nie tylko zbiła butelki, ale także niewielką konstrukcję za nimi, które je podtrzymywały. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Facet podrapał się po głowie zdezorientowany.
                - Eee... cóż... wybierz sobie nagrodę – mruknął zagubiony. Rzuciłam okiem na badziewia wiszące na rurkach podtrzymujących mały namiot.
                - Wezmę to – wskazałam na małego misia z koszyczkiem pełnym lizaków przyczepionym do łapki.  Ten podał mi zabawkę. – Dziękuję. Do widzenia – powiedziałam i odeszłam. Zero poszedł za mną.
                - Nieźle. Ale czy to nie było również oszustwo? – spytał. Wzruszyłam ramionami.
                - Oszukałam oszusta. Poza tym, prawie nic nie zrobiłam. Tylko trochę podkręciłam piłeczkę. – stwierdziłam z uśmiechem. – Chcesz? – podałam mu oderwany koszyczek z lizakami. Wziął jednego. Sama sięgnęłam po truskawkowego i włożyłam do ust zadowolona.
                - Niegrzeczna – zaśmiał się Tom i poszedł moim śladem. Uśmiechnęłam się. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Rozmawialiśmy tak wędrując po miasteczku. Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się przy straganie i graliśmy w różne gry. Oczywiście zawsze wygrywaliśmy. Nazbierało się nam sporo słodyczy i pluszaków, więc jaką następną nagrodę wzięłam plecak. Upchaliśmy tam wszystko i  poszliśmy dalej. Zaczęło powoli się ściemniać. Po jednej stronie niebo było szare i pojawiały się pierwsze gwiazdy, a po drugiej nadal widać było zachodzące słońce. Efekt był przepiękny. Czasem widzieliśmy w oddali jak reszta paczki stała w kolejce do jakiegoś rollercostera. Jakoś ani ja, ani Tom nie rwaliśmy się kolejek górskich, ani ekstremalnych atrakcji miasteczka. Za to Tom zerkał od czasu do czasu na diabelski młyn.
                - Chcesz się przejechać? – spytał. Zerknęłam na niego i na młyn.
                - Jasne.
Kupiliśmy bilety i stanęliśmy w dość krótkiej  kolejce.  Gdy nadeszła nasza kolej, usiadłam po prawej stronie, a Zero siadając opuścił barierkę. Ławki były wąskie, więc stykaliśmy się ramionami. Sprawę jeszcze komplikował plecak wypchany nagrodami ze straganów. Przejażdżka trwała piętnaście minut. Gdy zbliżaliśmy się na szczyt, przyglądałam się pięknemu widokowi Miami.
                - Jak tu pięknie... – szepnełam cichutko.
                - Tak... – mruknął Tom. Zerknęam na niego. Na tle szarej części nieba wydawał się emanować łagodnym bladym blaskiem. Z kamienną twarzą patrzył na panoramę miasta.


Zauważył, że mu się przyglądam. Jednak nie odwróciłam wzroku. Przekrzywił głowę na bok.
                - Czemu mi się tak przyglądasz? – spytał.
                - A czemu nie? – odpowiedziałam pytaniem, ale odwróciłam głowę.
                - Nie wiem... po prostu jestem ciekawy – nie dawał za wygraną. Pokręciłam głową z tajemniczym uśmiechem. Pokręciłam głową.
                 - Nie ważne.

Beck


Czekaliśmy razem przy wyjściu z miasteczka na Bellę i Tom’a. Ulotnili się na samym początku i potem nikt ich nie widział. Zerknąłem na zegarek. Zbliża się dziesiąta.
                - Hej, idą! – powiedział Gabriel wskazując na nich skinieniem głowy. Szli obok siebie śmiejąc się i rozmawiając. Tom miał przewieszony przez ramię jakiś plecak wypchany po brzegi. Poczułem ukłucie... sam nie wiem czego. Bella się śmiała. Z nim. Chociaż przy mnie rzadko kiedy się w ogóle uśmiechała.
                - Ło... Jess, masz konkurentkę – zaśmiał się Marco. Zerknąłem na dziewczynę. Jęknęła cicho i westchnęła.
                - Pff... trudno – mruknęła niepocieszona. Zmrużyłem oczy i spojrzałem na zbilżającą się dwójkę.
                - Hej – powiedział Tom. – Już wracamy?
                - Właśnie czekaliśmy na was, w drogę! – powiedziała Ginny. Blondynka popchnęła nas do przodu i zaczęliśmy iść w kierunku klubu Lotos.
                Na miejscu wszyscy się rozeszli, ale Tom i Bella nadal stali przy dziedzińcu rozmawiając ze sobą. Miałem ochotę popędzić ich, ale się powstrzymałem. Zrezygnowany westchnąłem i ruszyłem do pokoju.

C.D.N.

W tym tygodniu postaram się napisać kolejny rozdział. Mam nadzieję, że mimo długiej nieobecności nadal jesteście ze mną.
Na dzisiaj to wszystko.

Stęskniona

Jamij :3

4 komentarze:

  1. Dosyć długo cię tu nie było, już myślałam, że porzuciłaś tego bloga. Jednak coś kroi się między Bellą a Tomem,a myślałam, że będzie z Beck'em. Też chciałabym się tak dobrze bawić :)
    Zapraszam do mnie - jeszcze dzisiaj będzie nowy rozdział.
    Pozdrawiam i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawszę kończę, co zaczęłam, a z tym blogiem jeszcze nie skończyłam. :P
    Wszystko się może wydarzyć i czekam na już dodaję kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie do wiary ! Ona i On. Mega i czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj na nowe rozdziały, to dopiero będzie >:D

      Usuń