Rozdział 14
Beck
Wesołe Miasteczko
Gadałem
wesoło z przyjaciółmi. Nawet Tom od czasu do czasu dorzucał coś od siebie. Ale
nadal wydawał mi się jakiś podejrzany. Zerknąłem do tyłu. Bella szła na samym
końcu z rękami w kieszeniach, wpatrując się w ziemię. Kiwnąłem na pozostałych,
by na mnie nie czekali i stanąłem, by zaczekać na dziewczynę. Nawet na mnie nie
spojrzała. Powoli zacząłem iść obok niej.
- Coś się stało? – spytałem.
Pokręciła głową. Zawsze wydawała się taka... oderwana od rzeczywistości. Jakby
ten świat ją nudził, jakby została wyrzucona w środek innej cywilizacji.
- Hej, wy! Chodźcie, no! –
krzyknął do nas Bill z przodu. Kiwnąłem głową. Zerknąłem na Bellę, a ona bez
słowa przyspieszyła kroku.
Tak
z grubsza minęła większość drogi. Bill prowadził nas bocznymi ulicami Miami,
uparcie zatajając nasz cel. Jednak po kilku minutach stanął przodem do
wszystkich z szerokim uśmiechem.
- Jesteśmy na miejscu! –
krzyknął podekscytowany. Wszyscy spojrzeliśmy na wielki labirynt straganów,
kolejek górskich, diabelskiego młyna i wielu atrakcji.
- Wesołe miasteczko! – klasnęła w
dłonie Jess. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Wczoraj przyjechało. Chciałem
wypróbować kilka kolejek, a nie ma lepszej zabawy niż z moimi ulubionymi wariatami
– powiedział czochrając Marco włosy.
- Ej! Bez zbędnych czułości! –
odparł chłopak przygładzając sobie fryzurę. Zaśmiałem się.
- To co? Czas się zabawić! – krzyknąłem
i wszyscy ruszyliśmy biegiem w stronę miasteczka.
Bella
Patrzyłam
za nimi jak znikają w kakofonii krzyków, hałasu i muzyki. Ruszyłam za nimi.
Bądź co bądź, nie chciało mi się chodzić tu samej. Wtedy dołączył do mnie Tom.
Nie zauważyłam, kiedy odłączył się od reszty.
- Wariaci. Ale fajni są. Jak
sądzisz? – spytał mnie. Szłam przez chwilę w milczeniu.
- Hmm... nie wiem. Wydają się w
porządku... ale na razie chyba trochę za wrześnie na ocenę – stwierdziłam.
Chłopak kiwnął głową i przeniósł wzrok na atrakcje.
- To co chcesz porobić? –
spytał. Rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam stragan ze zbijaniem wieży z
butelek. Wiedziałam, że sprzedawcy praktycznie zawsze oszukują. Uśmiechnęłam
się zawadiacko.
- Chcę zbijać butelki –
powiedziałam. Zerknął na mnie z ukosa.
- Wiesz, że oni praktycznie
zawsze oszukują? – spytał ostrożnie. Zerknęłam na niego z błyskiem w oku.
- Nie wierzysz we mnie? –
spytałam cicho i ruszyłam w stronę straganu. Chłopak przez chwilę patrzył za
mną oniemiały, ale zaraz otrząsnął się i podszedł do mnie. Zapłaciłam trzy
dolary mężczyźnie, który dał mi trzy workowate piłeczki. Podrzuciłam jedną w
ręce i zerknęłam na Zero. Mrugnęłam do niego i rzuciłam w sam środek butelkowej
piramidy. Piłka leciała tak szybko, że nie tylko zbiła butelki, ale także
niewielką konstrukcję za nimi, które je podtrzymywały. Uśmiechnęłam się
triumfalnie. Facet podrapał się po głowie zdezorientowany.
- Eee... cóż... wybierz sobie
nagrodę – mruknął zagubiony. Rzuciłam okiem na badziewia wiszące na rurkach
podtrzymujących mały namiot.
- Wezmę to – wskazałam na małego
misia z koszyczkiem pełnym lizaków przyczepionym do łapki. Ten podał mi zabawkę. – Dziękuję. Do widzenia –
powiedziałam i odeszłam. Zero poszedł za mną.
- Nieźle. Ale czy to nie było
również oszustwo? – spytał. Wzruszyłam ramionami.
- Oszukałam oszusta. Poza tym,
prawie nic nie zrobiłam. Tylko trochę podkręciłam piłeczkę. – stwierdziłam z
uśmiechem. – Chcesz? – podałam mu oderwany koszyczek z lizakami. Wziął jednego.
Sama sięgnęłam po truskawkowego i włożyłam do ust zadowolona.
- Niegrzeczna – zaśmiał się Tom
i poszedł moim śladem. Uśmiechnęłam się. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Rozmawialiśmy
tak wędrując po miasteczku. Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się przy
straganie i graliśmy w różne gry. Oczywiście zawsze wygrywaliśmy. Nazbierało
się nam sporo słodyczy i pluszaków, więc jaką następną nagrodę wzięłam plecak.
Upchaliśmy tam wszystko i poszliśmy
dalej. Zaczęło powoli się ściemniać. Po jednej stronie niebo było szare i
pojawiały się pierwsze gwiazdy, a po drugiej nadal widać było zachodzące
słońce. Efekt był przepiękny. Czasem widzieliśmy w oddali jak reszta paczki
stała w kolejce do jakiegoś rollercostera. Jakoś ani ja, ani Tom nie rwaliśmy
się kolejek górskich, ani ekstremalnych atrakcji miasteczka. Za to Tom zerkał
od czasu do czasu na diabelski młyn.
- Chcesz się przejechać? –
spytał. Zerknęłam na niego i na młyn.
- Jasne.
Kupiliśmy
bilety i stanęliśmy w dość krótkiej kolejce. Gdy nadeszła nasza kolej, usiadłam po prawej
stronie, a Zero siadając opuścił barierkę. Ławki były wąskie, więc stykaliśmy
się ramionami. Sprawę jeszcze komplikował plecak wypchany nagrodami ze
straganów. Przejażdżka trwała piętnaście minut. Gdy zbliżaliśmy się na szczyt,
przyglądałam się pięknemu widokowi Miami.
- Jak tu pięknie... – szepnełam cichutko.
- Tak... – mruknął Tom. Zerknęam
na niego. Na tle szarej części nieba wydawał się emanować łagodnym bladym
blaskiem. Z kamienną twarzą patrzył na panoramę miasta.
Zauważył,
że mu się przyglądam. Jednak nie odwróciłam wzroku. Przekrzywił głowę na bok.
- Czemu mi się tak przyglądasz? –
spytał.
- A czemu nie? – odpowiedziałam pytaniem,
ale odwróciłam głowę.
- Nie wiem... po prostu jestem
ciekawy – nie dawał za wygraną. Pokręciłam głową z tajemniczym uśmiechem.
Pokręciłam głową.
- Nie ważne.
Beck
Czekaliśmy
razem przy wyjściu z miasteczka na Bellę i Tom’a. Ulotnili się na samym
początku i potem nikt ich nie widział. Zerknąłem na zegarek. Zbliża się
dziesiąta.
- Hej, idą! – powiedział Gabriel
wskazując na nich skinieniem głowy. Szli obok siebie śmiejąc się i rozmawiając.
Tom miał przewieszony przez ramię jakiś plecak wypchany po brzegi. Poczułem ukłucie...
sam nie wiem czego. Bella się śmiała. Z nim. Chociaż przy mnie rzadko kiedy się
w ogóle uśmiechała.
- Ło... Jess, masz konkurentkę –
zaśmiał się Marco. Zerknąłem na dziewczynę. Jęknęła cicho i westchnęła.
- Pff... trudno – mruknęła niepocieszona.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem na zbilżającą się dwójkę.
- Hej – powiedział Tom. – Już wracamy?
- Właśnie czekaliśmy na was, w
drogę! – powiedziała Ginny. Blondynka popchnęła nas do przodu i zaczęliśmy iść
w kierunku klubu Lotos.
Na miejscu wszyscy się rozeszli,
ale Tom i Bella nadal stali przy dziedzińcu rozmawiając ze sobą. Miałem ochotę
popędzić ich, ale się powstrzymałem. Zrezygnowany westchnąłem i ruszyłem do
pokoju.
C.D.N.
W tym tygodniu postaram się napisać kolejny rozdział. Mam nadzieję, że mimo długiej nieobecności nadal jesteście ze mną.
Na dzisiaj to wszystko.
Stęskniona
Jamij :3
Dosyć długo cię tu nie było, już myślałam, że porzuciłaś tego bloga. Jednak coś kroi się między Bellą a Tomem,a myślałam, że będzie z Beck'em. Też chciałabym się tak dobrze bawić :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie - jeszcze dzisiaj będzie nowy rozdział.
Pozdrawiam i ściskam.
Zawszę kończę, co zaczęłam, a z tym blogiem jeszcze nie skończyłam. :P
OdpowiedzUsuńWszystko się może wydarzyć i czekam na już dodaję kolejny rozdział ;)
Nie do wiary ! Ona i On. Mega i czytam dalej ;)
OdpowiedzUsuńCzekaj na nowe rozdziały, to dopiero będzie >:D
Usuń